Lewa strona medalu

A jednak prywatyzacja?

Tak jak pisałem w poprzednim felietonie, Platforma Obywatelska jest zdeterminowana w kwestii prywatyzacji państwowej służby zdrowia. Moje przewidywania sprzed dwóch tygodni się sprawdziły i na ostatniej sesji Rady Miasta głosami radnych PO zostały przegłosowane uchwały o przekształceniu w spółki dwóch kolejnych warszawskich szpitali. Na nic zdał się sprzeciw radnych SLD i PiS, na nic protesty związków zawodowych. Władze miasta pozostały głuche na argumenty opozycji, po raz kolejny kierując się tylko i wyłącznie biznesowym podejściem i doktryną, że najlepiej w prywatne ręce oddać wszystko. Bo w to, że chodzi o prywatyzację, po czwartkowej sesji Rady nie wątpi już chyba nikt. Władze miasta zdemaskowały się same, proponując przekształcenie w spółki dwóch kompletnie różnych szpitali: Praskiego i Specjalistycznego św. Zofii. Ten pierwszy tonie w długach, spowodowanych przede wszystkim wadliwą polityką miasta i brakiem pomysłu na działanie tej tak bardzo potrzebnej po prawej stronie Wisły placówki. Kolejne ekipy rządzące miastem miały krańcowo odmienne koncepcje funkcjonowania Praskiego, chociażby w kontekście jego modernizacji tak, aby spełniał normy Unii Europejskiej.

Jedni chcieli remontować główny budynek, inni boczne. Jedni chcieli, aby był to szpital o szerokim profilu działalności, inni - aby zawęzić jego działanie do podstawowych zabiegów medycznych, co czyniłoby z Praskiego podrzędny szpital powiatowy. Na to wszystko nałożyło się wieczne rzucanie przez miasto kłód pod nogi kolejnym dyrektorom, którzy próbowali placówkę ratować. To sprawiło, że Szpital Praski zaczął tonąć, a jedynym lekarstwem na to - według Platformy Obywatelskiej - ma być jego przekształcenie w komercyjną spółkę.  

Jeśli jednak już takie są argumenty, to kompletnie niezrozumiała jest komercjalizacja drugiego szpitala – św. Zofii, którą również przegłosowali radni PO. Święta Zofia to najbardziej prestiżowy szpital położniczy w mieście, nie odbiegający wyglądem i wyposażeniem od najlepszych prywatnych klinik. Zresztą trudno się dziwić, skoro wsadzono w niego kilka lat temu z budżetu miasta kilkadziesiąt milionów złotych. Dziś placówka jest sprawnie zarządzana i generuje zyski, choć tajemnicą poliszynela jest to, że odpowiedni standard usług otrzymuje się tam ponoć za opłatą, i to oficjalną, bo pobieraną na rzecz współpracującej ze szpitalem fundacji, bo - jak wiadomo - publiczny szpital sam z siebie pieniędzy za nic brać nie może. Po co więc zarzynać kurę, która znosi złote jaja i żadnym obciążeniem dla miasta nie jest?  
Komercjalizacja sprawi, że dostępność usług medycznych w tych placówkach dla przeciętnego zjadacza chleba drastycznie zmaleje, bo zamiast walczyć o lepsze kontrakty z Narodowego Funduszu Zdrowia, szpitale skupią się na leczeniu tych pacjentów, którzy zapłacą ze swojej kieszeni. W ten sposób placówki może i wyjdą z finansowego dołka, ale tylko po to, żeby dość szybko znaleźć nowych, prywatnych właścicieli.  


 

Sebastian Wierzbicki
wiceprzewodniczący Rady Warszawy
(Klub Radnych SLD)
www.sebastianwierzbicki.pl