Obiektywny POradnik

Karta warszawiaka nadchodzi

„Nie masz cwaniaka nad warszawiaka” – tak śpiewał nieodżałowany bard warszawskiej ulicy Stanisław Grzesiuk. Postać niezwykle charakterystyczna i zarazem tragiczna, więzień obozów koncentracyjnych Gusen i Mauthausen. Autor obozowej i autobiograficznej trylogii, prawdziwy symbol powojennej Warszawy. Gdyby dożył dzisiejszych czasów, zapewne byłby dumny z dynamicznego rozwoju stolicy. Z ukończonej I linii metra, budującej się II jego nitki, ultranowoczesnych stadionów, odnowionego Krakowskiego Przedmieścia, kompleksu fontann na Podzamczu, nowych mostów, nowoczesnego taboru komunikacyjnego, powstających jak grzyby po deszczu stacji roweru miejskiego Veturilo  czy ewenementu na skalę europejską, jakim jest Centrum Nauki Kopernik.

Trzeba jednak też przyznać, że obecna sytuacja finansowa miasta stołecznego przysporzyłaby niezłomnemu pieśniarzowi wielu zmartwień i bólu głowy. Głównie z powodu skutków wprowadzonego w 1945 r. dekretu Bieruta, na mocy którego wszystkie grunty w granicach Warszawy zostały przejęte przez samorząd, a w 1950 r. przez Skarb Państwa. Pod pretekstem szybszej odbudowy, państwo zagarnęło wiele gruntów oraz kamienic, które nienaruszone przetrwały wojnę. Obecnie ujawniają się dawni właściciele i ich spadkobiercy, by żądać od miasta zwrotu nieruchomości lub wypłaty odszkodowań. Według Ratusza, roczny koszt obsługi roszczeń z tego tytułu wynosi 500-600 mln zł. Zamiast budować szkoły, przedszkola i szpitale, miasto musi płacić odszkodowania. Żadne inne polskie miasto nie zostało tak „uszczęśliwione” przez komunistów.

Innym poważnym obciążeniem dla budżetu Warszawy jest opłata solidarnościowa zwana janosikowym. Czyli pieniądze, które bogatsze gminy i powiaty przekazują na rzecz biedniejszych. Z powodu źle skalkulowanego algorytmu, Warszawa ze swego budżetu oddaje kolejne 900 mln zł, choć ostatni werdykt Trybunału Konstytucyjnego być może złagodzi tę daninę o około 200 mln. I tak dochodzi do paradoksu, bowiem skarbnik Warszawy, aby zapłacić ten quasi-podatek, musi zaciągnąć kredyt. Jeśli Sejm nie zmieni zasad naliczania janosikowego, niewykluczone, że za kilka lat to właśnie Warszawa zbiednieje na tyle, że będzie beneficjentem tej opłaty.

Następnym obciążeniem, a właściwie niedoborem w budżecie, są podatki płacone przez osoby zamieszkujące w stolicy nie w miejscu zamieszkania, ale w miejscu zameldowania. Do powszechnego obiegu weszło już określenie takich osób jako słoik warszawski. O słoikach powstała nawet piosenka wykonywana przez niezawodny zespół happeningowy Big Cyc. Weźmy np. Białołękę. Zameldowanych jest ok. 90 tys. ludzi, a faktycznie zamieszkuje ok. 120 tys. Czyli 30 tys. mieszkańców nie płaci podatków do budżetu Warszawy, a korzysta z komunikacji miejskiej, ulic i chodników, które trzeba remontować i odśnieżać, z pękających w szwach szkół i przedszkoli. Dlatego też, jak poinformowała pani prezydent H. Gronkiewicz-Waltz, stołeczny ratusz chce wprowadzić „Kartę warszawiaka”, uprawniającą do tańszych biletów długookresowych komunikacji miejskiej osoby, które płacą w stolicy podatki. Płacący w Warszawie podatki mogliby kupić taniej bilety: 30-dniowy i 90-dniowy. Projekt wkrótce ma  trafić pod obrady Rady Warszawy. Jak duże będą to zniżki i jakie wygenerują koszty, dowiemy się niebawem, a preferencyjne ceny biletów dla solidarnych warszawiaków mają obowiązywać od 1 stycznia 2014 r. Co prawda, prowadzone są na bieżąco w dzielnicach akcje promocyjne, zachęcające do meldowania się lub złożenia stosownej deklaracji NIP-3 równoznacznej podatkowo z meldunkiem. Dla zachęty oferowane są bilety do kina, karnety na siłownię i rozmaite zniżki. Rozliczającym się w stolicy przyznawane są dodatkowe punkty podczas rekrutacji do przedszkoli i żłobków. Niestety, akcje te nie przynoszą spodziewanych efektów. Pozostaje mieć nadzieję, że nowa Karta warszawiaka skutecznie zachęci i zmotywuje kilkaset tysięcy osób mieszkających i pracujących w Warszawie do płacenia podatków tutaj, w miejscu zamieszkania, bo Warszawa to nasze wspólne miasto, na funkcjonowanie którego powinniśmy solidarnie się składać, a chyba nie ma lepszej motywacji niż motywacja finansowa.

Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący Rady Dzielnicy
Białołęka m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl