Chłodnym okiem

Referendum i co dalej?

W pierwotnej wersji pierwszy powakacyjny felieton zaplanowałem lajtowo, trochę o akcji lato w mieście, trochę o wakacyjnych remontach, ze szczególnym uwzględnieniem modernizacji ulicy Kawęczyńskiej, trochę o weekendowych festynach w Parku Praskim. Wszystko to jednak musiało zejść na drugi plan po ogłoszeniu przez Komisarza Wyborczego w Warszawie decyzji o przeprowadzeniu 13 października referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Faktu takiej rangi nie zauważyć nie można. Wydarzenie wzbudza i wzbudzać będzie olbrzymie emocje. Zjednoczone siły prawicy i palikotowcy pod przywództwem burmistrza Ursynowa dopięli swego i zebrali wystarczającą liczbę podpisów, by wystawić prezydent Warszawy pod przyspieszoną ocenę wyborców. W tej sprawie - jeszcze zanim było wiadomo, czy referendum się odbędzie czy nie - wypowiedzieli się premier i prezydent. Głos w sprawie także zabrał prymas.

Trzej panowie „P”, co prawda innymi słowy, ale w miarę zgodnie wezwali do .... niebrania w nim udziału. Referenda są niezwykle ważnym elementem funkcjonowania społeczeństw demokratycznych. Bywają referenda ogólnokrajowe i lokalne. Były ludowe i w sprawie powszechnego uwłaszczenia, konstytucyjne i akcesyjne, bywają też bezsensowne. To, które odbędzie się 13 października, do tej ostatniej kategorii mogę zaliczyć. Referendum, tak samo jak wybory, winno prowadzić do jakichś konstruktywnych rozwiązań. To akurat takiej roli spełnić nie może.

Bez względu na to, jakie będą jego wyniki, rządząca partia w Warszawie przy władzy pozostanie. Jak to? Dlaczego? Pytają mnie znajomi, którzy chcą się dowiedzieć się, jakie mogą czekać nas zmiany. Na mój nos zmian nie będzie żadnych. Aby obecna prezydent opuściła swój urząd, do urn musi się udać prawie 400 tysięcy osób wpisanych do warszawskiego rejestru wyborczego. Już z tego powodu, biorąc pod uwagę cherlawą frekwencję wyborczą w każdych wyborach przedterminowych, wydaje mi się to mało prawdopodobne. Nawet gdyby do tego doszło musi być wypełniony drugi warunek. Większość głosujących musiałaby poprzeć wniosek o jej odwołanie. Zazwyczaj jednak jest tak na referendach lokalnych, że zwolennicy aktualnych włodarzy zostają w domach, a do urn idą ich przeciwnicy. Przed inicjatorami akcji niebagatelne zadanie zmobilizowania 400 tysięcy przeciwników pani prezydent. W mojej ocenie - niewykonalne. Ale gdybajmy dalej. Pani prezydent zostaje odwołana.

Tu kłania się kalendarz wyborczy, którego zapewne inicjatorzy akcji nie przeczytali, tam kryje się sedno sprawy. Wszystkie procedury wyborcze łącznie z wyznaczeniem przez premiera terminu wyboru nowego prezydenta stołecznego grodu ekspirują po 21 listopada br. To oznacza, że nowych wyborów nie będzie, bowiem samorządowi warszawskiemu pozostanie poniżej jednego roku do kolejnych wyborów, a w takim przypadku do końca kadencji będzie rządził komisarz wyznaczony przez premiera. Już dziś możemy sobie z dużą dozą dokładności odpowiedzieć, jaką formację będzie reprezentował.

Paradoksalnie, organizatorzy całego przedsięwzięcia zapewne nieświadomie, bo któż to może wiedzieć do końca, świadczą olbrzymią przysługę rządzącej PO. Niepowodzenie akcji referendalnej będzie miało zapewne taki skutek, że wzmocniona tym sukcesem aktualna prezydent po raz kolejny może wygrać wybory w Warszawie i to ponownie w pierwszej turze. Nawet w przypadku jej odwołania PO może także odnieść korzyść. Powołany przez premiera komisarz kandydujący na prezydenta Warszawy spożytkuje zapewne dokonania swojego poprzednika otwierając, uruchamiając, bywając i przecinając wstęgi, wszelakie winy i niedociągnięcia zarzucając jednak na poprzedniczkę. Pożyjemy, zobaczymy.

Ireneusz Tondera
radny Dzielnicy Praga Północ
Sojusz Lewicy Demokratycznej
i.tondera@upcpoczta.pl