Obiektywny POradnik

Referendum to nie wybory

Referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta m.st. Warszawy już w najbliższą niedzielę. Powiedziano i napisano na ten temat już całe tomy. Przytoczono zasady głosowania, argumenty za i przeciw urzędującemu prezydentowi, argumenty za i przeciw udziałowi w głosowaniu. Dlatego nie chciałbym się skupiać na merytorycznych kwestiach siedmioletnich dokonań prezydentury, choć są one na tyle duże, że w powojennej Polsce trudno wskazać bardziej skutecznego prezydenta Warszawy. Otóż tak to już jest niefortunnie zorganizowane, że referendum w sprawie odwołania jakiegoś organu władzy jest głosowaniem o charakterze negatywnym. Czyli jest na kartce pytanie o to, czy jesteś za odwołaniem np. prezydenta. I jak nakazuje logika oraz dowodzi historia, na takie referendum wybierają się głównie przeciwnicy urzędujących władz. W Elblągu przeciwko głosowało 96% osób, w Łodzi 95%, a w Częstochowie 94% elektoratu opowiedziało się przeciwko prezydentowi miasta. Właśnie tutaj leży cała różnica pomiędzy wyborami a referendum. Wybory, jak sama nazwa wskazuje, polegają na wyborze danej osoby spośród kilku czy kilkudziesięciu. Referendum personalne zaś jest swego rodzaju plebiscytem poparcia dla jednej konkretnej osoby. Wybory są niejako czteroletnim kontraktem zawieranym przez prezydenta z mieszkańcami, a referendum jest jedynie możliwością prawną odwołania na wypadek specjalnych okoliczności. Na przykład w Olsztynie referendum znakomicie się sprawdziło, gdy odwołano prezydenta oskarżonego o mobbing i wykorzystywanie swojej podwładnej. Z jednej strony dobrze, że taka furtka istnieje, ale z drugiej - przy niskim progu wymaganej frekwencji - daje możliwość destabilizacji sytuacji w mieście bez specjalnego powodu. Taki właśnie przypadek mamy w Warszawie, gdzie rok przed końcem kadencji obywatelska akcja burmistrza Ursynowa zbierania podpisów przeciwko swojemu pracodawcy przerodziła się w polityczny happening, którego nie wiadomo już kto jest organizatorem, bo wszyscy między sobą się kłócą i obrzucają błotem. Odpryski tego błota niestety spadają na mieszkańców, którzy stoją przed dylematem, co z tym fantem zrobić. Jak podjąć decyzję czy iść na referendum, czy nie iść? Skoro zewsząd słychać głosy, że wybory i referenda to święta demokracji, to nie wypada nie pójść. Tyle, że wybory w terminie konstytucyjnym to rzeczywiście święto demokracji i wręcz należy na nie chodzić, a referendum to jeszcze niedoskonała forma udoskonalenia wyborów. Niedoskonała, bo dyskusyjna jest wysokość frekwencji, czyniąca takie referendum ważnym. Dlatego rozważane są propozycje podwyższenia progu z 3/5 na co najmniej 4/5 liczby głosujących w wyborach danego organu i to w I turze. Jest to istotne dlatego, że przy dogrywkach, tam, gdzie decyduje II tura, frekwencja jest znacznie mniejsza niż w I turze i w referendum odwołującym organ, wystarczy stosunkowo niska frekwencja, aby się ono powiodło. W obecnym porządku urzędującą władzę najłatwiej obronić niską frekwencją. Jest jednak sposób, aby frekwencja nie była orężem w ręku polityków. Bowiem gdyby pytanie referendalne było postawione w sposób: „Czy jesteś za pozostaniem X lub Y na stanowisku prezydenta”, wówczas o niską frekwencję nikt by nie zabiegał. To zwolennicy odwoływanego prezydenta ruszyliby licznie do urn, przeciwnicy również byliby mocno zmobilizowani. W efekcie frekwencja mogłaby być wyższa niż w wyborach. Przez taki zabieg z odwróceniem pytania referendum miałoby charakter pozytywny, a wiadomo, że to co pozytywne zawsze jest lepsze od negatywnego, może z wyjątkiem testów antydopingowych, bo z ciążowymi już może być różnie.

Podsumowując, pragnę zapewnić osoby mające dylemat konstytucyjny, że brak uczestnictwa w referendum o charakterze plebiscytu nie jest działaniem przeciwko demokracji. Natomiast osoby mające dylemat moralny, zapewnił prymas Polski Józef Kowalczyk stwierdzając, że absencja w referendum to nie grzech. A kto jak kto, na grzechach to prymas się zna. Dlatego drodzy i szanowni mieszkańcy, 13 października zostańcie w domach albo wyjedźcie na działkę, pospacerujcie w parkach. Już za rok wybierzmy się wszyscy tłumnie na wybory. Mieszkańcy Białołęki do lokali wyborczych pojadą nowoczesnym tramwajem, mieszkańcy Pragi Północ po oddaniu głosu wsiądą w metro i wstąpią na kawę na Nowym Świecie, a mieszkańcy Targówka zrelaksują się w pięknym Parku Bródnowskim. Wtedy tak naprawdę rozliczmy panią prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz z całokształtu bogatej w pozytywne wydarzenia kadencji.

Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący
Rady Dzielnicy Białołęka
 m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl