Obiektywny POradnik

Emocje minęły

Jak wiadomo od ponad tygodnia, referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta m.st. Warszawy, ze względu na zbyt niską frekwencję zostało uznane za nieważne i niewiążące. Tylko 25,66% uprawnionych warszawiaków wybrało się do lokali wyborczych, a 95% tej liczby to cały zjednoczony front przeciwników Pani Prezydent. Po gorącym okresie kampanii referendalnej kurz powoli opada, emocje wygasają. Szybko znikają plakaty ze zszarganą literą W. Gdzieniegdzie jeszcze tylko burmistrz Guział zerka z zażenowaniem na swój ukochany Ursynów. Na niepokorną dzielnicę, która nie poszła do urn za głosem swojego gospodarza. Jak po każdej bitwie, krajobraz analizowany jest przez jej uczestników, a wszyscy liczą zyski i straty. Okazuje się, że w polityce, jak w sporcie – nie ma rzeczy niemożliwych. Otóż wszyscy czują się wygrani, a przegranych brak. W ogóle rozmach i rozmiar tej krótkiej kampanii był niebywały, jak na temat samorządowy i lokalny. Gdyby do zbierania podpisów i agitacji nie włączył się PiS, można byłoby od biedy uwierzyć, że inicjatywa Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej ma charakter obywatelski. Jednak gdy na linię frontu prezes Kaczyński rzucił wszystko, co ma najlepsze i znowu uwierzył w pomysłowość swego rzecznika Hofmana, który w swej przepastnej szafie pełnej nadprzyrodzonych zdolności i instynktów politycznych znalazł metody dobre na wioski i gminy na Podkarpaciu – efekt mógł być tylko jeden. Na Warszawę ostra amunicja w postaci najlepszego kandydata na wszystkie stanowiska, który chciał zamknąć niebo nad Ursynowem, okazała się ślepymi nabojami. Techniczny premier z tabletu zapewne wygra swoje pierwsze wybory już w maju – do Parlamentu Europejskiego, bo nie wyobrażam sobie, aby nie miał od prezesa obietnicy pierwszego miejsca na liście, jako rekompensaty za firmowanie swoim nazwiskiem i tytułem profesorskim tylu nieudanych projektów.

Jednak, aby nie być posądzonym o jednostronność i pychę, należy wspomnieć, że po ogłoszeniu wyników Pani Prezydent przyznała, że to referendum jej pomogło. To uczciwe podejście do sprawy, bo wiadomo, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Zarządzanie stolicą dużego europejskiego kraju zdecydowanie różni się od zarządzania korporacją, czy Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju. W Warszawie zza biurka nie da się skutecznie administrować. Mieszkańcy, czyli też wyborcy, oczekują aktywnego działania i dobrej komunikacji na linii z ratuszem. Oczekują osobistego angażowania się w życie i problemy miasta. Czasem trzeba założyć kalosze, pójść w zalane tereny i porozmawiać z poszkodowanymi, czasem trzeba być na turnieju piłkarskim juniorów i wręczyć puchary albo być starterem np. Biegu Niepodległości. Niby drobne sprawy, ale mieszkaniec potrzebuje rozmów, tłumaczenia, dobrego przepływu informacji.

W demokratycznym kraju z werdyktami sądów i wyborców nie dyskutuje się, tylko przyjmuje je z pokorą, bo jak mawiał Salomon - pokora poprzedza chwałę, a pycha kroczy przed upadkiem. Dlatego też zarówno wygrani, jak i przegrani powinni wyciągnąć wnioski na przyszłość. Wygrani powinni z pokorą służyć ogółowi, a przegrani powinni zastanowić się, czy warto bez żadnego poważnego powodu narażać budżet miasta na zbędny wydatek 2,5 mln zł, kiedy za rok zaplanowane są konstytucyjne wybory samorządowe. A tak naprawdę, to wygranymi są wszyscy mieszkańcy Warszawy, gdyż dzięki nieważności referendum nie będzie destabilizacji miasta. Nie będzie kampanii wyborczej, przedterminowych wyborów, komisarza. To wszystko jest niepotrzebne, jeśli już za rok w listopadzie 2014 dokonamy oceny i wybierzemy ponownie władze samorządowe wszystkich szczebli, z prezydentem Warszawy włącznie.

Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący
Rady Dzielnicy Białołęka
 m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl