Prosto z mostu

Jak nie powinno się prowadzić inwestycji

Najpierw powstał Stadion Narodowy. Oczko w głowie narodu, najważniejsza inwestycja w Warszawie tych lat. W miarę udana, gdyż nie odpowiadały za nią władze miasta, lecz minister sportu. Dostawszy Stadion w prezencie, władze miasta miały zadbać o jego otoczenie. Zabrały się więc za przygotowanie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, pozwalającego na zabudowę terenu tak, by olśnić gości odwiedzających te okolice podczas mistrzostw Europy. Plan nie powstał do dziś, choć od Euro minęły dwa lata.

Powstał za to pomysł, by w okolicy wybudować przynajmniej kilka obiektów uprzyjemniających okolicę, niesprzecznych z przygotowywanym planem. Jedynym, który ujrzał światło dzienne, okazał się pawilon kawiarniany naprzeciwko głównego wejścia na Stadion, z sezonowo działającą częścią prysznicową, mającą obsługiwać pobliską plażę nad Wisłą. W 2010 r. odbył się konkurs architektoniczny, który wyłonił całkiem zgrabny projekt. Już w dwa lata później pani prezydent, z właściwą sobie dynamiką, ogłosiła przetarg na budowę. Pawilon ukończono w następnym roku, za co miasto zapłaciło sporą kwotę 5 mln zł. W marcu 2014 r. ratusz ogłosił przetarg na najemcę i jest szansa, że w drugą rocznicę Euro kawiarnia ruszy.

Stawka wywoławcza czynszu, 11 tysięcy zł miesięcznie, bardzo w przetargu nie urośnie, gdyż stanowi tylko 25% kryterium oceny ofert. Budowa pawilonu zwróci się zatem po jakichś 50 latach, czyli nigdy. Do obsługi przetargu i do pilnowania umowy z najemcą potrzeba tabunu dobrze opłacanych urzędników, gdyż najem ma bardzo szczegółowe warunki, np. godziny otwarcia kawiarni, skądinąd dość absurdalne: o 11.00 rano w zimie na pewno nie będzie tam żadnych klientów.

Komercyjny obiekt w atrakcyjnym miejscu będzie więc słono podatników kosztował. A jak należało zrobić? Lokalizacja Stadionu Narodowego była znana od 2007 r. Należało w trzy lata - to nienaciągany termin - uchwalić plan zagospodarowania rejonu Stadionu uwzględniający obiekty przydatne na Euro. Plan zawierałby oczywiście m.in. najważniejsze wytyczne funkcjonowania naszego pawilonu. Przepatrzone ze wszystkich stron zapisy planu na pewno byłyby bardziej przemyślane niż to, co znalazło się w warunkach przetargu. Następnie – zaraz w 2010 r. – należało wydzielić place i wydzierżawić je, bądź nawet oddać w użytkowanie wieczyste, prywatnym przedsiębiorcom. Oni na pewno zdążyliby zbudować co trzeba, przed mistrzostwami - bo chcieliby na tym zarobić. A miasto zarobiłoby przy nich. Jeżeli by nawet ten scenariusz nie do końca się sprawdził, to i tak nie byłoby gorzej niż jest teraz, gdy nie zbudowano nic, oprócz powstałego dwa lata za późno pawilonu, który nas kosztuje znacznie więcej niż 5 milionów.

Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl