Historia praskich rodów

Rodzina Wedlów (odc. 2)

Jan Wedel i jego słodka fabryka na Pradze

Emil i Eugenia Wedlowie mieli troje dzieci: Jana Józefa (ur. w 1874 r.), Eleonorę (ur. w 1884 r. ) i Zofię (ur. w 1893 r.). Na swego następcę Emil wyznaczył syna, Jana. Był on od razu przygotowywany do przejęcia firmy. Po ukończeniu gimnazjum Górskiego w Warszawie, kształcił się za granicą. Studiował w Königlische Technische Hohschule w Berlinie, a następnie uzyskał doktorat z chemii spożywczej na wydziale matematyczno-przyrodniczym na Uniwersytecie we Freiburgu w Szwajcarii. Władał biegle trzema językami: niemieckim, angielskim i francuskim. Pomimo tego przygotowania teoretycznego, musiał przejść w rodzinnej firmie przez wszystkie stanowiska i dopiero wtedy otrzymał od ojca tzw. prokurę, czyli prawo podpisywania dokumentów, co było równoznaczne z uznaniem go za pełnoprawnego wspólnika.

Firma szybko się rozwijała. Fabryka przy Szpitalnej posiadała pięć maszyn do produkcji biszkoptów, jeden piec mechaniczny do wypieku i szereg udogodnień technicznych, nie stosowanych w innych polskich wytwórniach. Roczna wartość produkcji sięgała wówczas 200 tys. rubli. Wedlowskie wyroby odznaczane były regularnie od 1865 roku medalami i dyplomami na międzynarodowych wystawach i konkursach. Od 1900 roku firma rozpoczęła też eksport swoich słodyczy.

Poza produkcją, Wedlowie zajmowali się również działalnością społeczną. Emil Wedel zaangażowany był w działalność charytatywną prowadzoną przez Kościół Ewangelicko-Augsburski. Znajdował też czas na pracę w Cechu Cukierników miasta Warszawy oraz w Warszawskim Towarzystwie Higienicznym, propagującym zdrowe i higieniczne życie.

Jan Wedel poszedł w jego ślady. 15 kwietnia 1912 roku przekazał pierwsze wypracowane przez siebie pieniądze – 2 tys. rubli – na „ulepszenie dozoru wychowawczego” w prowadzonych przez zbór ewangelicko-augsburski instytucjach dla chłopców, zwanych „Gniazdami”. Później jeszcze wielokrotnie dawał wyraz swojej pasji społecznikowskiej. Ale nie uprzedzajmy faktów. U progu nowego wieku Jan dopiero rozpoczynał karierę, a czekoladowym biznesem zarządzał jego ojciec.

Interesy szły w tym czasie na tyle dobrze, że Emil Wedel mógł znowu snuć plany rozwoju firmy. Tuż przed wybuchem I wojny światowej kupił na Pradze przy ulicy Wołowej 7 (obecnie Zamoyskiego) rozległą parcelę, na której miał zamiar zbudować nowoczesną fabrykę. Śmiałe plany pokrzyżowała wojna, a następnie rychła śmierć, Emila Wedla w listopadzie 1919 roku. Kontynuator założyciela imperium Wedlów spoczął na Cmentarzu ewangelicko-augsburskim, w grobowcu ozdobionym figurą Chrystusa, dłuta S. Lewandowskiego. Kierownictwo fabryki przejęła wdowa po Emilu, Eugenia Wedlowa. Obok niej, w skład zarządu weszły jej dwie córki i syn. To właśnie ich mądrym decyzjom zakład zawdzięcza wyjście na prostą z powojennych trudności.

Dr Jan Wedel objął firmę po śmierci matki, która nastąpiła 11 lipca 1923 roku. Szybko okazało się, że jest on nie tylko znawcą czekolady, ale też świetnym menedżerem, wprowadzającym w życie wiele nowatorskich pomysłów. Zaczął od zastąpienia transportu konnego samochodowym. Samochody dostarczał mu szwagier, Jerzy Żochowski, przedstawiciel francuskiej firmy Delage. Powrócił też do planów ojca i na zakupionym przez niego terenie na Pradze rozpoczął w 1927 roku budowę nowoczesnej fabryki. Projektantem ogromnego kompleksu zabudowań fabrycznych był architekt Józef Napoleon Czerwiński, autor wielu budynków w Warszawie. Prowadzona z wielkim rozmachem budowa trwała kilka lat. W jej wyniku powstał jeden z najbardziej nowoczesnych zakładów przemysłu spożywczego w kraju.

Sprowadzone z Niemiec i z Francji nowoczesne maszyny i urządzenia kosztowały blisko 2 mln zł. W znacznej mierze zautomatyzowana produkcja w nowej siedzibie ruszyła w 1934 roku. Dwa lata wcześniej nastąpiło przekształcenie firmy w spółkę akcyjną E. Wedel S.A., której kapitał zakładowy wynosił 6,5 mln zł i składał się z 13 tys. akcji po 500 zł każda. Większą część akcji miała w swoich rękach rodzina Wedlów, której członkowie weszli do ścisłego zarządu spółki: dr Jan Wedel jako dyrektor naczelny, siostra Eleonora, po mężu Whitehead, jako dyrektor do spraw eksportu oraz druga siostra, Zofia Skibińska-Żochowska - jako wizytator sklepów.

„Wedel” dysponował w tym czasie wieloma punktami sprzedaży w całym kraju. W samej Warszawie było ich dwanaście, poza sklepami przy ul. Szpitalnej i Zamoyskiego, kolejne mieściły się przy ul. Marszałkowskiej (3), Wierzbowej, Kruczej, na Nowym Świecie, przy ul. Bielańskiej, Królewskiej, Chłodnej i Puławskiej. Poza stolicą, Wedel miał swoje sklepy w trzynastu innych miastach Polski, m.in. w Krakowie, Poznaniu, Wilnie i Zakopanem. Wyroby Wedla docierały również za granicę. W Paryżu sklep wedlowski został otwarty w bardzo dobrym punkcie, przy ul. Vignon, w pobliżu Opery Garnier.

Jan Wedel z żelazną konsekwencją dbał o jakość swoich wyrobów. Ziarno kakaowca sprowadzał z Ghany - potrafił ponoć po smaku czekolady rozpoznać, skąd sprowadzono kakao. Wyroby produkowane w fabryce na Pradze długo zachowywały świeżość. Jan chwalił się, że jego gorzka czekolada „Jedyna” może przetrwać cały rok, nie pokrywając się nalotem. Drugim przebojem z tego okresu okazało się popularne do dziś „Ptasie mleczko”, którego produkcję rozpoczęto w 1936 roku. Nie sposób wymienić wszystkich specjałów sygnowanych znakiem ”E. Wedel”. Kakao owsiane, wafelki z masą czekoladową o smaku kawowym lub owocowym, pierniczki przyrządzane według przepisów prababek, marmoladki owocowe w kilkunastu smakach, neapolitanki, chałwa w dziesięciu smakach – to tylko niektóre z nich.

Z wielu nowatorskich rozwiązań, jakie Jan Wedel wprowadził w swojej fabryce, wymienić należy zainstalowanie poczty pneumatycznej, łączącej biura, magazyny i ekspedycję oraz zainwestowanie w transport powietrzny. W 1936 roku Wedel zakupił w wytwórni DWL (Doświadczalne Warsztaty Lotnicze) samolot typu RWD-13. Pomalowana na niebiesko i opatrzona firmowymi znakami Wedla maszyna wykorzystywana była do transportu wyrobów czekoladowych na polskie statki, na trasie Warszawa-Gdynia, jak również za granicę, do firmowych sklepów w Paryżu i Kopenhadze. Samolot służył także celom marketingowym. Przelatywał nad bałtyckimi plażami,  zrzucając ulotki reklamowe i słodycze. Po wybuchu wojny wziął udział w Wojnie Obronnej we wrześniu 1939 roku, a po jej zakończeniu został ewakuowany do Rumunii.

Jak pisze w swoich wspomnieniach „Zmierzch starego świata” pianista Roman Jasiński, Jan Wedel, w życiu prywatnym człowiek skromny, nie mający większych osobistych potrzeb, jeśli chodziło o sprawy fabryki - zdobywał się nagle na rozmach i fantazję, wcielał w życie śmiałe i szczęśliwe pomysły. Szczególnie godna podkreślenia była jego dbałość o pracowników, którym starał się stworzyć jak najlepsze warunki pracy i wypoczynku. Ponieważ dużą część kadry stanowiły kobiety, w 1931 roku postanowił uruchomić przy swojej fabryce żłobek dla dzieci do trzech lat i przedszkole. Cztery lata później założył pracowniczy klub sportowy „Rywal” z sekcjami: kolarską, piłki nożnej, siatkówki, zapaśniczą, bokserską i lekkoatletyczną.

Na tyłach należącego do fabryki domu mieszkalnego przy ul. Zamoyskiego 26 powstała wielka sala gimnastyczno-widowiskowa z zapleczem, w której mogło pomieścić się 500 osób. Zakłady posiadały własny ośrodek zdrowia i stołówkę, która wydawała tanie zupy mięsne i niedrogie obiady dwudaniowe. Pracownicy mogli nabywać firmowe wyroby z rabatem, a z okazji świąt otrzymywali specjalne talony na słodycze i ciasta. Na Jeziorku Kamionkowskim urządzono basen, w którym można było popływać po pracy lub w czasie przerwy obiadowej. W swojej posiadłości letniskowej w Świdrze Jan Wedel wydzielił dwa hektary lasu, gdzie z wczasów sobotnio-niedzielnych mogło korzystać jednorazowo czterdzieści rodzin pracowniczych. Ulubionym miejscem wypoczynku robotników były też ogródki działkowe, które założył w 1936 roku na zakupionych w tym celu terenach w sąsiedztwie parku Paderewskiego.

W roku 1939 świetnie prosperująca, mająca wzorcowe zaplecze socjalne firma zatrudniała 1350 osób. Czy obdarzony wizjonerskim umysłem Jan Wedel mógł przewidzieć katastrofę, jaka niebawem miała się wydarzyć? Wiadomo, że myślał o swoim następcy. Nie mając własnych dzieci przygotowywał do tej roli siostrzeńca, Franciszka Whiteheada (1907-1977).

Cdn.

Joanna Kiwilszo