Fundacja Noga w Łapę

Raj utracony

Marzymy o mitycznym, obiecanym RAJU i jednocześnie bez litości niszczymy ten, który już został nam darowany. To Ziemia z niezmierzonym bogactwem i urodą wszystkich form życia oraz harmonią ich wzajemnych powiązań.

Egocentryczni, pyszni i chciwi nie liczymy się z naturalnymi prawami, nie szanujemy swojego przyrodniczego środowiska. Jesteśmy sprawcami gigantycznej dewastacji naturalnych krajobrazów i zasobów, sprawcami wyginięcia i galopującego wymierania ogromnej ilości gatunków roślin i zwierząt.

W latach 1970-2005, a więc w ciągu zaledwie 35 lat, liczebność gatunków lądowych zmniejszyła się o 33%, słodkowodnych o 35%, a morskich o 14%. Populacje gatunków od lat odławianych na wielką skalę w niektórych przypadkach spadły o 90%.

Przez ostatnie sto lat liczba tygrysów żyjących na wolności zmalała o 95%. Syberyjskich pozostało około 400 sztuk, chińskich – 10, może 20. Jeszcze gorszy los spotkał m.in. nosorożce – liczba czarnych zmniejszyła się o 97,5% w ciągu ostatnich 50 lat! Cała światowa populacja królewskich lwów liczy dzisiaj nie więcej niż 30 tysięcy – rozproszonych w kilku izolowanych rejonach Afryki. Gepardów afrykańskich jest ok. 10 tysięcy, azjatyckich – najwyżej 50 sztuk. Jeszcze kilkanaście lat temu po stepach Rosji, Kazachstanu i Mongolii biegały 2 miliony tamtejszych antylop - suchaków. W ciągu zaledwie dekady nieograniczone polowania zredukowały ich liczbę do niespełna 30 tysięcy! W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w południowej Azji żyło około 30 milionów sępów indyjskich, uważanych za najliczniejszy gatunek ptaków drapieżnych. Dzisiaj pozostało około tysiąca sztuk.

W tym samym czasie wiele gatunków straciliśmy bezpowrotnie – w tym amerykańskiego gołębia wędrownego. Prawdopodobnie był to najliczniejszy gatunek ptaka kiedykolwiek żyjącego na Ziemi. Jego populację liczono w miliardach. Gdy ruszały w drogę, ich niezmierzone stada przesłaniały słońce, zaś przeloty trwały godzinami! Zupełna eksterminacja zajęła ludziom niespełna 100 lat. Zabito wszystkie – dla „zabawy”, na stół, jako karmę dla świń. Organizowano konkursy polegające na zabiciu w określonym czasie jak największej ilości ptaków.

Na polskim podwórku jest nie lepiej. Tracimy ostatnie głuszce, cietrzewie, kraski, rybołowy, orły przednie… – lista jest długa, wymieniam tylko niektóre z ptaków. Nawet ptaki do niedawna występujące jako pospolite, np. wróble i jaskółki, stają się coraz rzadsze. W ciągu ostatniej dekady liczba tzw. ptaków pospolitych każdego roku spadała o kolejny procent. Ale szczygły, czajki, czaple siwe znikają z naszego krajobrazu dziesięciokrotnie szybciej. W równym stopniu dotyczy to bardzo wielu innych dziko żyjących zwierząt oraz roślin. Dziś np. trzeba mieć sporo szczęścia, by na spacerze wśród pól wypłoszyć zająca.

Naukowcy przewidują, że do roku 2050 może wyginąć nawet milion gatunków roślin i zwierząt. Tylko w Europie możemy stracić 50% wszystkich gatunków ptaków, o innych grupach zwierząt i dziko rosnących roślinach nawet nie wspominając.

To nie jest naturalne wymieranie; to my, ludzie, jesteśmy odpowiedzialni za katastrofę. Szacuje się, że gatunki znikają dzisiaj w tempie 1000 razy większym w porównaniu z naturalnym procesem zmian, typowym dla ziemskiego ekosystemu.

Na całej Ziemi ze straceńczym rozmachem i w coraz większym tempie eksploatujemy dzikie rośliny i zwierzęta. Zjadamy je, przerabiamy na skóry i futra oraz rozmaite „magiczne” preparaty, zamieniamy na meble i ozdoby. Zabijamy je dla swoiście pojętego „sportu” lub „tradycji” (jakiś czas temu pisałam na tych łamach o corocznym masowym wybijaniu przelotnych ptaków w kilku krajach cywilizowanej Europy). Jeszcze szybciej i na większą skalę unicestwiamy naturalne krajobrazy, niszcząc siedliska dzikich zwierząt. Zamieniamy je na aglomeracje miejskie i autostrady, obiekty przemysłowe i kopalnie, na monokulturowe uprawy roślin wykorzystywanych w produkcji żywności i pasz. „Przy okazji” trujemy ziemię, wodę i powietrze, co w konsekwencji znów prowadzi do ginięcia wielu form życia. Udało nam się nawet spowodować postępujące w błyskawicznym tempie zmiany klimatyczne, które wkrótce mogą doprowadzić do ekologicznej katastrofy na niespotykaną dotąd skalę.

Zaślepieni w zaspokajaniu swoich nienasyconych żądz zapomnieliśmy o jednym. Ziemia jest ORGANIZMEM. Skomplikowanym, delikatnym układem, którego wszystkie części są ze sobą powiązane i wzajemnie od siebie zależne. Utrata nawet najmniejszej cząstki sprawia, że cały organizm gorzej funkcjonuje, a przy większych stratach zaczyna chorować.   

W 1992 r. w  Rio de Janeiro odbył się Szczyt Ziemi, na którym została uchwalona i  podpisana przez wiele państw (w tym Polskę) Konwencja o Ochronie Różnorodności Biologicznej. Oznaczało to docenienie wartości wszystkich żywych organizmów, siedlisk, ekosystemów i krajobrazów występujących na Ziemi. Zrozumieliśmy, że nie możemy bez końca bezkarnie dewastować i eksploatować przyrodniczych zasobów., bo to droga ku samozagładzie. Wiemy już, że to właśnie owa wielość i różnorodność gwarantuje prawidłowe działanie globalnego organizmu. Ważny jest każdy ptaszek i ślimak, każda odmiana mchu czy zioła. Hierarchię, wedle której dobre jest jedynie to, co służy zaspokojeniu naszych potrzeb, musimy odłożyć do lamusa. Dla zdrowia naszej planety i nas samych ważne i potrzebne są zarówno pozostawione samym sobie lasy jak i zielone „nieużytki” pełne chwastów i „niepożytecznych” organizmów. Świadomość tej prawdy dociera do nas powoli i z oporami, ale dociera. Pozostaje kwestia, co z nią zrobimy. Bo nie jest tak, że tylko rządzący mogą powstrzymać klęskę. Jest nas ludzi 6 i pół miliarda  i liczba ta dynamicznie rośnie. Zatem to przede wszystkim nasz styl życia i codzienne wybory mają decydujący wpływ na sytuację naszej planety.

 O tym, jak każdy z nas może mieć swój udział w ratowaniu raju na ziemi, napiszę już innym razem.

Renata Markowska
Fundacja Noga w Łapę
www.nogawlape.org