Obiektywny POradnik

Frekwencja nade wszystko

„Wszystko ma swój czas i przychodzi kres na kres…” – jak śpiewa w aktualnym przeboju Grzegorz Markowski z legendarnej grupy Perfect. Grupy, która powstała ponad 30 lat temu, jeszcze w głębokiej komunie i niejedno co z polityką związane widziała i skomentowała w swoim bogatym repertuarze. I właśnie przyszedł kres na 5. kadencję samorządu, który prężnie rozwija się w Warszawie od 1994 r. 20 ostatnich lat to kawał najnowszej historii, którą tworzymy my wszyscy – mieszkańcy warszawskich gmin, a od 2002 r. – warszawskich dzielnic.

Podkreślam szczególnie, że to nie tylko radni, burmistrzowie, prezydenci, ale my wszyscy tworzymy historię miasta i dzielnic. My wszyscy mamy olbrzymi wpływ na wizję, kierunki rozwoju i efekty końcowe tych działań. Jako społeczeństwo obywatelskie funkcjonujące w wolnym i demokratycznym kraju, mamy w ręku prawdziwy oręż w postaci kartki wyborczej. Ten przywilej jest prawem i zarazem - nie waham się powiedzieć - obowiązkiem, jaki powinniśmy spełnić, bo mamy przecież w pamięci jeszcze czasy, gdy takie prawo było nam odbierane. Gdy wolności słowa i demokracji nie było, a wszelkie niby-demokratyczne wybory były farsą ustawioną z góry, a wyniki ustalane były w zależności od potrzeb, a i tak wygrywała je jedyna słuszna partia. A to wszystko działo się raptem ćwierć wieku temu, aż kres reżimowi położyły wybory do Sejmu kontraktowego w 1989 r. Nie w pełni wolne, ale przeprowadzone uczciwie, co dało obraz nastrojów w społeczeństwie i dało początek drodze do wolności słowa, demokracji i samorządności Polaków. A wystarczy dziś spojrzeć za naszą wschodnią granicę i zobaczyć, jak w wydawałoby się wolnej Europie przeprowadza się wybory pod lufami czołgów i karabinów.

Dlatego też dzisiaj, gdy rozmawiam z wyborcami przy okazji swojej kampanii wyborczej do rady dzielnicy Białołęka, widzę zachowania i myślenie ludzi i jestem dumny, że rozumieją swoje uprawnienia i swoje praktyczne możliwości. Dotyczy to zdecydowanej większości moich rozmówców; jednak zdarzają się takie smutne i przykre sytuacje, kiedy słyszę, jak ktoś ostentacyjnie i dumnie mówi, że nigdy nie chodzi na wybory. Bo polityka go nie obchodzi, bo nie ma czasu na głupoty, bo i tak wybiorą tych samych, bo jeden głos niczego nie zmieni, bo jestem świadkiem Jehowy i religia mi nie pozwala włączać się w politykę, bo i to słyszałem. Setki wymówek i tłumaczeń. A to jest myślenie błędne, ponieważ właśnie w ten prosty sposób sami pozbawiamy się wpływu na kreowanie rzeczywistości. Jeśli na wybory idzie tylko 30-40% społeczeństwa, to co z resztą? Czy ponad połowie Polaków obojętny jest los swojej Ojczyzny, swojego miasta, swojej gminy czy dzielnicy? Wygląda na to, że - niestety - tak. Ponura to konstatacja, ale prawdziwa.

Marzy mi się, aby 16.11.2014 r. - dzień nadchodzących wyborów samorządowych - był prawdziwym świętem demokracji. Aby mieszkańcy poszli licznie do lokali wyborczych i zagłosowali na ludzi, których uważają za najlepszych w stawce kandydatów. Na ludzi, którzy swoją postawą, dokonaniami, doświadczeniem, gwarantują dobrą pracę w służbie publicznej. Zwróćmy też uwagę na ludzi młodych, mniej doświadczonych; oni też kiedyś muszą zacząć i uczyć się od starszych. Zróbmy najlepszy użytek ze swojego prawa wolnego wyboru, walczmy o lepszą przyszłość za pomocą kart wyborczych. Może narażę się członkom komisji wyborczych, ale chciałbym, aby tak jak w 2006 r. przed lokalami wyborczymi ustawiały się kolejki.

Szanowni Państwo, wybierzmy się licznie do urn i odpowiedzialnie wybierzmy swoich przedstawicieli w samorządzie, w naszych lokalnych, małych ojczyznach.

Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący
Rady Dzielnicy Białołęka
 m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl