A jednak filharmonia!

Białołęcki Ośrodek Kultury powrócił do koncertów muzycznych. Wielka Gala Noworoczna „Viva Wiedeń! Viva Broadway!” w wykonaniu artystów Opery Lwowskiej przyciągnęła do BOK-u wielką liczbę widzów.

10 stycznia w Białołęckim Ośrodku Kultury odbyła się Gala Noworoczna w wykonaniu orkiestry Filharmonii Lwowskiej pod dyrekcją wirtuoza skrzypiec Johanna Kruka oraz solistów Opery Lwowskiej.

Zapowiedź koncertu, z jednej strony bardzo mnie ucieszyła, z drugiej – zdziwiła, bo przecież robienie filharmonii w Białołęce to był jeden z koronnych zarzutów w kampanii, rozpętanej w lokalnej prasie przeciwko byłej dyrektorce BOK-u Annie Barańskiej-Wróblewskiej, skutkującej jej odwołaniem ze stanowiska. Bartłomiej Włodkowski pisał wtedy, że jeśli ktoś próbuje tworzyć lokalną filharmonię na Białołęce, to wystawia się na śmieszność lub posądzenie o brak zdrowego rozsądku, bo do prawdziwej filharmonii każdy może dojechać autobusem. (patrz: Echo Białołęckie, 5 kwietnia 2013).

Jak bardzo autor tej wypowiedzi był w błędzie i jak bardzo takie koncerty są lubiane i potrzebne, można się było przekonać właśnie 10 stycznia. Sala widowiskowa Białołęckiego Ośrodka Kultury wypełniona była do ostatniego miejsca. Artystów, zasłużenie, wypuszczono dopiero po trzecim bisie, a oklaskom nie było końca. Nie o to jednak w tej chwili chodzi. Wiadomo zresztą, że lekka muzyka operetkowa cieszyła się zawsze wielkim powodzeniem i dobrze, że taki koncert się odbył.

Denerwuje natomiast i oburza hipokryzja i obłuda decydentów i organizatorów. Dziwne, że organizacja podobnego, żeby nie powiedzieć jednakowego  wydarzenia muzycznego spotyka się raz z wielką krytyką, a innym razem - z pełną akceptacją.

Jeszcze bardziej wątpliwe etycznie wydaje się korzystanie z czyichś pomysłów i osiągnięć, nie powołując się na autora. Trzeba mieć dużo tupetu, aby w zapowiedzi koncertu umieścić następujące zdanie:

„To już tradycja, że Białołęcki Ośrodek Kultury rozpoczyna nowy rok koncertem noworocznym”.
W porządku, a kto tę tradycję stworzył? Wypadałoby może wspomnieć, że tę tradycję wprowadziła, organizując przez kilka lat koncerty noworoczne i karnawałowe na wzór transmitowanych z Wiednia, właśnie poprzednia dyrektor BOK-u, Anna Barańska-Wróblewska. Nie można przypisywać sobie nie swoich zasług, wcześniej w niewybredny sposób krytykowanych.

Zaznaczam, że jakość koncertu nie ma tu nic do rzeczy. Bogu ducha winni artyści Opery i Filharmonii Lwowskiej byli świetni! Repertuar nie odbiegał od proponowanego w ubiegłych latach przez orkiestrę „Romantica”. Rozpoczęto od walca „Nad pięknym, modrym Dunajem”. Następnie soliści Opery Lwowskiej – Natalia Kukhar i Vasyl Ponayda – wykonali szereg pięknych arii oraz duetów z popularnych oper i operetek.

 W drugiej części koncertu Vasyl Ponayda zaśpiewał kilka pieśni neapolitańskich, takich jak „O sole mio” czy „Mamma”. Koncertmistrz, a zarazem dyrygent, wirtuoz skrzypiec, Johann Kruk, z towarzyszeniem orkiestry brawurowo wykonał „Polkę furioso” Johanna Straussa oraz „Czardasza” Vittorio Montiego. Młody Mateusz Targowski zadziwił nas wykonaniem na trąbce „Karnawału weneckiego” Jean-Baptiste Arbana. Koncert zakończył „Marsz Radetzkiego” i duet „Time to say goodbye”. Galę uświetnił także występ tancerzy Opery Lwowskiej.

Białołęcka publiczność podziękowała artystom owacją na stojąco i chciałoby się w samych superlatywach zrelacjonować to wydarzenie, które z muzycznego punktu widzenia było bez zarzutu. Jednak nie można nie zareagować na dopiero teraz wychodzącą na światło dzienne niesprawiedliwość. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że patronat medialny nad Galą Noworoczną objął portal TuBialoleka.pl, który to właśnie zamieszczał artykuły piętnujące działalność Anny Barańskiej-Wróblewskiej, a szczególnie organizowane przez nią koncerty.

Teraz dopiero widać, że artykuły te nie miały nic wspólnego z rzetelnością dziennikarską, a były po prostu „szyte na miarę”. Była to zorganizowana akcja, która miała doprowadzić do odwołania ówczesnej, niewygodnej dla niektórych, dyrektorki BOK-u. A jeśli już o tradycję chodzi, to może tak, jak w „Misiu”, rodzi nam się nowa tradycja: braku odpowiedzialności za słowo pisane i mówione, oraz łatwego przejmowania czyjegoś dorobku.                 

J. K.