Noga w Łapę

Było sobie siedlisko ...

Było sobie siedlisko: naszych domowych, swojskich wróbelków i jednocześnie tajemniczych przybyszów z dalekiej Afryki, jerzyków. W stropodachu budynku ocieplonego już ładnych parę (może kilkanaście?) lat temu. Ptaki wchodziły tam przez 7 drożnych otworów na ślepej ścianie. Co roku wielokrotnie je odwiedzałam, patrzyłam z radością, jak krzątają się przy gniazdach, nawołują partnerów, gawędzą po sąsiedzku, potem nie mogą nadążyć z dostarczaniem owadów dla maluchów. Godzinami można było stać pod budynkiem (tylko 3 piętra, więc widoczność całkiem, całkiem) i obserwować to całe rodzinne życie: czułości, kłótnie, czasem bijatyki, wspólną troskę rodziców o pisklęta, ciężką pracę przy ich karmieniu i wreszcie szczęście, gdy młode samodzielnie wylatują w świat. Już wydawało mi się, że sielanka będzie trwać wiecznie.

Gdzie tam! Wczoraj przywitała mnie przy budynku głucha cisza. Komuś to ptasie szczęście przeszkadzało, wszystkie otwory w stropodachu zostały zakratowane. Wróble wygoniono, teraz pewnie, zmartwione, próbują znaleźć jakieś inne miejsca, w których będą mogły założyć lęgi. Czy im się uda? Czy są tu gdzieś jeszcze jakieś dziurki, które będą mogły zaadaptować na dom? Gdzie schronią się zimą przed zawieruchą, słotą, mrozem?

A co z jerzykami? Kiedy po dwóch miesiącach wyczerpującej, najeżonej niebezpieczeństwami drogi dolecą na swoje podwórko, zastaną drzwi do domów zabite...

Dlaczego tak trudno o ludzką empatię? Wyobraźcie sobie, co czulibyście na miejscu tych ptaków.
O ile wróblom będzie trudno znaleźć sobie zastępcze lokale, to dla jerzyków jest to praktycznie niemożliwe. Te ptaki mają tak silną pamięć gniazda, że po utracie dotychczasowego siedliska często latami nie chcą/nie potrafią przenieść się gdzie indziej. To niesłychane przywiązanie do gniazda sprawia, że wracają do niego przez całe życie, bezbłędnie trafiają do tej samej dziurki, co zawsze. O ile ludzie im nie zabronią. Zresztą praktycznie nie mają dokąd się przenieść. Znacznie większe od wróbli, nie są w stanie znaleźć w wyremontowanych, ocieplonych, szczelnych budynkach miejsc nadających się na gniazda (choćby ubytków w elewacji, szpar za rurami spustowymi czy pod blacharską obróbką). Na próżno pokonają kilkanaście tysięcy kilometrów. Nie mając domu nie będą miały dzieci. Znów ubędzie nam tych pięknych, dziwnych, szybkoskrzydłych lotników. Za to przybędzie komarów i innych dokuczliwych owadów. Gratulacje dla ekologicznego myślenia!

Na temat ptaków gniazdujących w budynkach (czyli 80% ptasiej miejskiej populacji), dlaczego są dla nas bardzo ważne oraz po co i jak je chronić, pisałam już tyle razy, że aż głupio mi się powtarzać. Więc krótko. Takie ptaki jak wróble i jerzyki gniazdują niemal wyłącznie w budynkach, zatem są dosłownie naszymi sąsiadami. Chroni je litera prawa, a to znaczy, że nie wolno niszczyć ich siedlisk i gniazd, a jeśli tak się stanie, sprawca ma obowiązek zrekompensować ptakom utracone miejsca lęgowe. Czy mam opisać swój zawód, żal i wściekłość na widok zakratowanych drzwi do mieszkania moich skrzydlatych sąsiadów? Moi mali przyjaciele, obiecuję wam, że nie odpuszczę, póki nie zostanie naprawiona wyrządzona wam krzywda.

Renata Markowska
Ptasi Patrol fundacji Noga w Łapę