Budżet partycypacyjny - nadzieje i rozczarowania

W tym roku po raz drugi będziemy mieli możliwość głosowania na projekty przygotowane przez mieszkańców w ramach budżetu obywatelskiego, czyli aplikujących do części miejskich pieniędzy, o których przeznaczeniu zadecydują sami mieszkańcy. W zeszłym roku kwoty budżetu partycypacyjnego na ogół nie przekraczały pół procenta dochodów dzielnic, w tym roku pieniędzy jest więcej. Obecnie do rozdysponowania we wszystkich dzielnicach jest 50 milionów złotych – 1 do 2% budżetu, a według deklaracji miasta w ciągu dwóch lat kwota ta ma wzrosnąć do 100 milionów.

Zeszłorocznemu głosowaniu towarzyszyły ogromne nadzieje na zwiększenie uczestnictwa mieszkańców w podejmowaniu decyzji o sprawach dla nich najważniejszych. Centrum Komunikacji Społecznej, pilotujące ten projekt, oddając głos mieszkańcom próbowało zmienić dotychczasowy wizerunek miejskich urzędów, w których królował „niedasizm”, czyli mocno zachowawcza postawa, tłumacząca niemożność realizacji postulatów mieszkańców prostym „nie da się”. Tymczasem w zeszłorocznym głosowaniu wygrały projekty rowerowe, edukacyjne, dotyczące zieleni czy poprawy jakości przestrzeni publicznych, co wskazało na potrzebny kierunek zmian w myśleniu o mieście. Jedna ze słabości budżetu partycypacyjnego polega na tym, że realizacja zwycięskich projektów z danego roku następuje dopiero w roku następnym. Dało to czas na kontestację wyników głosowania wśród części urzędników i wyciągnięcie wniosków, nie do końca dla całej idei budżetu obywatelskiego korzystnych.  Bardziej ostrożni są też sami mieszkańcy - w tym roku zarejestrowano praktycznie tyle samo projektów, co w roku ubiegłym. Nie ma gwałtownego wzrostu zainteresowania tą formą realizacji potrzebnych społecznie inicjatyw, czemu trudno się dziwić, skoro na razie nie wiadomo, jak sukces zeszłorocznych zwycięzców przekuty zostanie w rzeczywistość. Już widać, że najlepiej dzielnice poradziły sobie z projektami drobnymi, bądź niewymagającymi większych ingerencji w infrastrukturę. Największy problem, także w dzielnicy Praga Północ, wiąże się z realizacją projektów rowerowych. Kłopoty pojawiły się już na wstępie z wyceną kosztów, jakich będzie wymagała ich realizacja. Nie wszyscy autorzy godzili się na ich podnoszenie, zwłaszcza, że sugerowane ceny nawet kilkakrotnie przewyższały koszt poszczególnych zadań wskazanych przez Centrum Komunikacji Społecznej. Zwycięskie projekty przekazano do realizacji późno z racji wyborów samorządowych i związanych z nimi perturbacji, co nie pozwoli na ich wykonanie w tym roku, a jest to jeden z zapisów regulaminu budżetu partycypacyjnego. Dwa zwycięskie projekty rowerowe na Pradze Północ zostaną zrealizowane tylko częściowo w roku 2015. Najtrudniejsze ich składowe, jak kontrapasy na ul. Kłopotowskiego i Okrzei, powstaną dopiero w przyszłym roku, ale w ich realizacji pomoże dzielnicy, także finansowo, Zarząd Transportu Miejskiego, o czym zapewnił Łukasz Puchalski, pełnomocnik prezydenta m.st. Warszawy ds. komunikacji rowerowej.

Kwestia projektów rowerowo-pieszych i w tegorocznej edycji budżetu partycypacyjnego stała się mocno drażliwa. Do 22 maja trwała weryfikacja szczegółowa zgłoszonych propozycji. Specyficzne wnioski z zeszłego roku wyciągnął zwłaszcza Zarząd Dróg Miejskich, który najwyraźniej postanowił przywołać mieszkańców do porządku, weryfikując negatywnie trafiające do uzgodnień projekty. Regulamin budżetu partycypacyjnego złamano nie tylko nie wskazując możliwości alternatywnych rozwiązań, przestawiając lakoniczne stwierdzenia o niedoszacowaniu kosztów projektu, ale też nie pozostawiając wnioskodawcom regulaminowego czasu na odniesienie się do uwag. Wobec tego można się spodziewać skarg na sposób weryfikacji projektów przez ZDM, co na pewno nie służy zwiększaniu społecznego zaufania do miasta i do idei budżetu obywatelskiego. Czy jest to już rozmontowywanie budżetu partycypacyjnego, czy tylko desperacka próba zachowania urzędniczego status quo, pokażą dalsze decyzje w tej sprawie, w tym sposób rozpatrzenia skarg. Budżet partycypacyjny unaocznił jednak wielu mieszkańcom, z jak niewydolnym i drogim systemem zarządzania miastem mamy do czynienia. Przeciętnemu Kowalskiemu niełatwo zrozumieć, dlaczego np. ustawienie sygnalizacji świetlnej - od wstępnej decyzji do jej realizacji - może zająć nawet trzy lata... Jeśli wnioski z tej lekcji nie zostaną wyciągnięte, wkrótce może się okazać, że zwiększanie środków na budżet obywatelski jest bezcelowe, ponieważ miejscy urzędnicy w ciągu roku są w stanie zrealizować tylko najprostsze inwestycje, jak postawienie kilku ławek, czy zagospodarowanie niewielkiego trawnika. Czegoś, co w większym stopniu będzie odpowiadało na potrzeby mieszkańców „nie da się” zrobić...

Kr.