Prosto z mostu

Nauka w plasterkach

Wbrew opinii większości, uważam że rząd Jerzego Buzka przeprowadził trzy udane reformy: emerytalną, samorządową i służby zdrowia. Jeszcze wymagały korekt, ale zmieniły Polskę na lepsze tak, że dziś już nikt nie pamięta, jak źle te trzy dziedziny życia działały wcześniej. Niestety, reformy zostały mocno popsute przez SLD i PO. Jedyną reformą szkodliwą w samych założeniach była reforma oświaty: utworzenie gimnazjów i podzielenie procesu kształcenia ogólnego, który do tego czasu odbywał się w blokach 8 lat podstawówki plus 4 lata szkoły średniej, na trzy: 6 plus 3 plus 3.

Z roku na rok przybywało krytyków tej reformy, gdyż coraz wyraźniejsze były jej skutki. Przybywało też argumentów: pedagogicznych, psychologicznych, społecznych. Dla mnie najistotniejsze jest, że w obecnym systemie dzieci uczą się bardziej „po łebkach” niż kiedyś. Na przykład kurs historii. Kiedyś maturzysta miał za sobą dwa kursy wiedzy o wydarzeniach od starożytności do współczesności: w klasach V-VIII podstawówki i I-IV liceum. Obecnie przerabia całość w klasach IV-VI podstawówki, powtarza kurs od starożytności do I wojny światowej w gimnazjum, a w liceum w profilu podstawowym dociąga go do współczesności. W profilu rozszerzonym liceum uczeń nie kończy narracji historycznej z gimnazjum, lecz ponownie wałkuje całość, od starożytności do dziś. Nie są to nawet trzyletnie kursy, gdyż poszczególne etapy edukacji kończą się teraz egzaminami, na przygotowanie się do których poświęca się co najmniej jedno półrocze. Zamiast dwóch czteroletnich bloków, młody człowiek zalicza trzy dwuipółroczne plasterki.

Ta hipermarketyzacja edukacji dotknęła w równym stopniu szkolnictwo wyższe. Pięcioletnie jednolite studia zostały podzielone na trzyletnie licencjackie i dwuletnie magisterskie. Potrzeba wprowadzenia na rynek pracy niedouczonych licencjatów może jeszcze być zrozumiała. Ale dlaczego zmusza się młodych ludzi, od początku zdecydowanych na studia pięcioletnie, by po III roku je kończyli i przechodzili kolejne rekrutacje?

Odejście od reformy edukacji zaproponowało PiS, krytyka osłabła więc nagle, jak nożem uciął. Zabawne, że ci, którzy krytykują propozycję PiS, rzadko odnoszą się do problemów z gimnazjami, dotkniętych powyżej w felietonowym skrócie, a raczej argumentują, że zmiana systemu spowoduje niepotrzebne zamieszanie. Są to na ogół te same osoby, które wespół-w zespół z rządem i z „Gazetą Wyborczą” bezkrytycznie popierały reformę polegającą na obniżeniu wieku obowiązku szkolnego do sześciu lat, wręcz alergicznie reagując na argumenty o szkodliwych skutkach zmiany.

Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl