Prosto z mostu

Mniej rowerów, więcej...

Według danych z „Warszawskiego raportu rowerowego 2015”, opublikowanego przez urząd m.st. Warszawy, odsetek mieszkańców stolicy korzystających „prawie codziennie” z roweru systematycznie spada od 2013 r. (2013: 8%, 2014: 5%, 2015: 4%). Spada również liczba osób korzystających z roweru „przynajmniej raz w tygodniu” (2013: 21%, 2014: 14%, 2015: 13%). Rośnie za to liczba osób korzystających z roweru „mniej niż raz w miesiącu”.

Co ciekawe, wzrasta liczba osób, które uważają, że Warszawa jest miastem przyjaznym dla rowerzystów (2013: 43%, 2014: 64%, 2015: 70%). Te dane, wsparte przez inne, na które nie ma już niestety miejsca w felietonie (odsyłam do portalu urzędu miasta, gdzie „Raport” jest dostępny), jednoznacznie wskazują, że władze Warszawy coraz więcej wysiłku wkładają zarówno w realne ułatwianie życia rowerzystom, czyli w nakłady na infrastrukturę, jak i w działania promocyjne, mające przekonać mieszkańców, iż rower jest najlepszym środkiem poruszania się po mieście. Mimo tych usiłowań, liczba osób w Warszawie używających roweru jako codziennego środka komunikacji - nieubłaganie spada.

Suma powyższych trendów oznacza natomiast sukces działań promocyjnych: coraz więcej osób uważa, że „wypada” przyznać się w ankiecie do jazdy na rowerze. Rzadziej niż raz w miesiącu? Och, na pewno kiedyś na działce u znajomych się zdarzyło, choć dziś dokładnie nie pamiętam, kiedy...

Czy należy się tym martwić? Niekoniecznie. Rowerowa inżynieria społeczna znacznie wyprzedziła rowerową edukację. To oczywiście bardzo dobrze, że powstają nowe ścieżki rowerowe, szkoda tylko, że częstokroć drepczą po nich piesi, a cykliści mkną chodnikiem obok. To oczywiście bardzo dobrze, że rowery można przewozić komunikacją miejską, szkoda tylko, że dopiero ostatnio pojawiła się akcja informacyjna, iż rower można wprowadzić do autobusu czy tramwaju tylko wtedy, gdy przeznaczonego dla niego miejsca na środkowym pomoście nie zajmuje wózek niepełnosprawnego ani wózek dziecięcy.

Ta ostatnia sprawa irytuje mnie szczególnie. Rowerzyści w autobusach zagarniają przestrzeń bezwzględnie i bezmyślnie. Niechętnie ustępują miejsca wózkom, a jeżeli już to zrobią, ustawiają swój pojazd pośrodku przejścia między siedzeniami. Nie chodzi o to, że rower staje się wtedy przeszkodą dla innych pasażerów. Rower w przejściu stanowi ogromne zagrożenie (wózek zresztą też). Proszę sobie wyobrazić, jak zachowa się taka nieprzymocowana do niczego kupa żelastwa w momencie nagłego hamowania pojazdu. Nie wiem, czy szyba za plecami kierowcy wytrzymałaby to uderzenie. Gdyby kierowca miał choć odrobinę wyobraźni, natychmiast wyprosiłby właściciela wolno stojącego roweru z pojazdu. W stołecznej komunikacji miejskiej tak się jednak nie dzieje.

Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl
www.bialecki.net.pl