Dziecię się nam narodziło

Wszyscy znamy słowa proroka Izajasza, które kapłan wypowiada w czasie pasterki: „Dziecię się nam narodziło”. Ale o dzieciństwie i wczesnej młodości Jezusa nie wiemy prawie nic. W próbie rekonstrukcji tego okresu jego życia opieramy się głównie na przekazie ewangelistów. Mamy także do dyspozycji dzieła historyków. Opierając się na Ewangeliach i na książce Henri Daniel-Rops’a „Życie codzienne w Palestynie za czasów Chrystusa” oraz korzystając ze wskazówek ks. dr Pawła Mazurkiewicza z kościoła Miłosierdzia Bożego w Legionowie, spróbujemy przedstawić, jak mogło wyglądać dzieciństwo Jezusa.

Noc narodzin Jezusa, tak jak śpiewamy w popularnej kolędzie, rzeczywiście była cicha i spokojna. Imperium Rzymskie, do którego należał wtedy cały basen Morza Śródziemnego, a więc i Palestyna, trzymało się mocno i akurat nie prowadziło wojny. Żydzi nie mieli wprawdzie swojego państwa, ale mieli szeroki samorząd i wolno im było wyznawać swoją religię. Kapłani żydowscy starali się nie wchodzić w kolizję z rzymskimi porządkami. Lud czekał na ogłoszonego przez proroków Mesjasza-wyzwoliciela. W takim świecie, w małym, „zabitym dechami” Betlejem urodził się Jezus.

Narodziny

Gdy dziecko przychodziło na świat, w rodzinie żydowskiej panowała wielka radość. O szczęśliwym wydarzeniu rodzice natychmiast zawiadamiali całą wieś lub dzielnicę miasta, uprzedzając, że niebawem – według dawnego obyczaju – nastąpią radosne uroczystości, na które zostaną zaproszeni bliscy, przyjaciele i sąsiedzi.

Dzieci rodziły się w domach. Kobiety żydowskie wzywały do siebie położne, które posługiwały się „fotelem do rodzenia”. Ojciec nie mógł być obecny przy narodzeniu dziecka, lecz winien był czekać, aż mu o tym doniesiono. Skoro tylko oznajmiono mu o narodzeniu, przychodził i brał noworodka na kolana, co było znakiem oficjalnego uznania i potwierdzeniem jego prawnego pochodzenia. Wykąpany, natarty solą dla zjędrnienia naskórka, owinięty w pieluszki noworodek mógł być przedstawiony otoczeniu.

Pan Jezus urodził się w nietypowych warunkach. Gdyby nie spis ludności, zarządzony przez cesarza Augusta, urodziłby się prawdopodobnie w domu swoich rodziców, w Nazarecie, niedaleko jeziora Genezaret. Zgodnie jednak ze zwyczajem, aby się zapisać, każdy musiał udać się do miejsca pochodzenia głowy rodziny. Maria i Józef mieszkali w Nazarecie, ale Józef pochodził z rodu Dawida, dlatego udali się do miasta dawidowego Betlejem. W ten sposób spełniła się przepowiednia proroka Micheasza.

Drugi przypadek sprawił, że Jezus urodził się w stajni. Kiedy Maria i Józef przybyli do Betlejem, nie było już miejsca w gospodzie. Zatrzymali się więc w stajence lub raczej w grocie, bo w tamtych stronach najczęściej groty pełniły rolę pomieszczeń dla zwierząt. Maria musiała poradzić sobie bez pomocy położnej. Po urodzeniu dziecka  owinęła je w pieluszki i położyła w żłobie wymoszczonym sianem.

W tych okolicznościach, nie można było zwykłym zwyczajem zawiadomić przyjaciół i sąsiadów o radosnym wydarzeniu. Zrobił to anioł, obwieszczając radosną nowinę pasterzom, pilnującym nieopodal swoich stad i to oni pierwsi pojawili się powitać dziecko.

Nie było też zwykłych w społeczności żydowskiej powinszowań, specjalnie gorących, gdy urodził się syn. Z powodu urodzin córki gratulacje były bardziej umiarkowane. Córki bowiem w niczym nie pomnażały rodzinnego bogactwa,  przechodząc po ślubie do innych rodzin. Największa radość panowała, gdy pierwszym dzieckiem był chłopiec. Według „prawa starszeństwa” syn pierworodny korzystał z co najmniej podwójnej części dziedzictwa.

Naznaczenie piętnem bożym

Jezus urodził się w rodzinie, religii i tradycji żydowskiej. A ponieważ Józef i Maria byli pobożnymi wyznawcami judaizmu, to Jezus, jak każde dziecko płci męskiej, jak każe Prawo Boże, zostało poddane obrzezaniu ósmego dnia po urodzeniu. W czasach Chrystusa obrzezanie było bardzo ważnym nakazem, uważanym za widzialny znak przymierza z Bogiem i włączenia nowo narodzonego do wspólnoty ludu Izraela.

Obrzezanie nie było jedynym obrzędem religijnym, który towarzyszył narodzinom w Izraelu. Inny obrzęd dotyczył kobiety po połogu i wiązał się z przekonaniem, że każda położnica była dotknięta rytualną nieczystością, podobnie jak mężczyzna, który dotknął trupa. Prawo religijne kazało więc matce pozostawać w domu 40 dni od urodzin syna (po urodzeniu córki okres nieczystości trwał dwa razy dłużej). W tym czasie niewiasta „nie będzie dotykać niczego świętego i nie będzie wchodzić do Świątyni, dopóki nie skończą się dni jej oczyszczenia”. A kiedy już to nastąpi „przyniesie kapłanowi jednorocznego baranka na ofiarę całopalną i młodego gołębia lub synogarlicę na ofiarę przebłagalną”. Jeżeli jest zbyt uboga, „przyniesie dwie synogarlice albo dwa gołębie”. Dopiero po spełnieniu tych wymogów kobieta stawała się rytualnie czysta.

Dla chrześcijan matka Jezusa nie może być nieczysta rytualnie, gdyż jest matką Boga, jednak jak wiemy z Ewangelii, Maria podporządkowała się prawu żydowskiemu i złożyła ofiarę oczyszczenia. Ewangelista Łukasz podaje, że była ona skromna: dwa gołębie albo para synogarlic, co oznacza, że Jezus urodził się w rodzinie ubogiej.

Gdy nowo narodzone dziecię było chłopcem pierworodnym, na rodzicach ciążył specjalny obowiązek. W Izraelu wszystkie pierworodne istoty żywe należały do Boga Jahwe, inaczej mówiąc były poświęcone Bogu. Należało więc dziecko „wykupić” i przedstawić je w świątyni w Jerozolimie. W tym celu w ciągu miesiąca trzeba było ofiarować na całopalenie parę synogarlic lub dwa gołębie - co nie było bardzo kosztowne, ale jednocześnie należało wpłacić pięć syklów srebrnych, równowartość dzisiejszych sześciu dolarów – a to już dla ludzi ubogich było dość znacznym obciążeniem. Jednak żadne małżeństwo żydowskie nie ośmieliłoby się uchylić od tego nakazu.

Ewangelista Łukasz ukazuje nam Dziecię, najświętsze spośród wszystkich dzieci rodzaju ludzkiego, „wykupione” przez rodziców we wzruszającej scenie „ofiarowania w świątyni”, gdzie natchnione głosy starca Symeona i prorokini Anny wyjawiły Józefowi i Marii proroctwo jego chwały i cierpienia.

Imię

W pierwszych tygodniach życia dziecko otrzymywało imię. Wybór był bardzo ważny. Jak wszystkie ludy starożytne, Żydzi przypisywali imieniu ogromną moc. Wierzono, że imię stanowi istotny element osobowości, że wpływa na charakter, nawet na przeznaczenie. Prawo wyboru imienia dla syna przysługiwało głowie rodziny - ojcu. Można się jednak domyślać, że wybór bywał uzgodniony między rodzicami. Nazwiska, jako nazwy rodów, nie istniały u Żydów, natomiast do imienia dodawano, jak to jest jeszcze obecne u Arabów, dodatek wskazujący, czyim ktoś jest synem. Mówiono na przykład: Jan ben Zachariasz, Jonatan ben Channan lub też Jeszua (Jezus) ben Józef.

Niektóre imiona były właściwie przydomkami, przypominającymi okoliczności poczęcia lub narodzin. Przykładowo Chrzciciel został nazwany Jochanan – Jan, był bowiem „chciany od Boga”. Bywały również przydomki mniej przyjemne. Znany jest przypadek matki, która uniesiona gniewem, że rodzi same córki, czwartą z rzędu nazwała Zaulą, a ósmą Tamam, co można przetłumaczyć jako „nudna” i „mam tego dosyć”. Często trafiały się też imiona zwierząt: Rachel – to owca, Debora – pszczoła, Jona – gołąbka, Akbor – mysz. Były też inne: Tamar, co znaczy palma, Elon – dąb, Zejtan – drzewo oliwne.

Często używano imion zaczerpniętych z Pisma Świętego. Nadawano też dzieciom imiona Patriarchów i proroków, świętych i bohaterów, a więc wielu było Jakubów i Józefów, Eliaszów i Danielów, Saulów i Dawidów, Szymonów i Judów. Dużo było imion teoforycznych, to znaczy będących przypomnieniem imienia Bożego, a raczej jednego z Jego imion. Do takich należało imię Jezus – Jeszua, które znaczyło „Jah (czyli Jahwe) jest zbawieniem”. Jako że powszechnym językiem cesarstwa był koine, czyli potoczny język grecki, żydowskie imiona ulegały hellenizacji. I tak Tadeusz i Mateusz są właśnie takimi zniekształceniami greckimi imion hebrajskich. Mattaja – „dar Jahwe” przeszedł w Mattheosa, a następnie w Mateusza, podobnie jak Jeszua w Jezusa, a Miriam, „kochana przez Jahwe” – w Marię.

Wychowanie w rodzinie

Dziecko obrzezane (jeżeli było chłopcem), nazwane, naznaczone piętnem Boga, pozostawało w pierwszych latach pod wyłączną opieką matki. Córki pozostawały pod opieką matek aż do zamążpójścia. Brały udział w zajęciach domowych, a w rodzinach wiejskich pomagały w pracach rolnych. Inaczej było z synami, którzy po pierwszym okresie życia przechodzili pod kuratelę ojca.

Ojcowie zajmowali się synami, wdrażając ich do przyszłego rzemiosła od najmłodszych lat, aby wcześnie zyskać w nich najpierw uczniów, a później towarzyszy. I tak w przypowieści o dwóch synach, Ewangelia mówi o właścicielu winnicy, który posyła do niej obu synów do pracy. Prawny opiekun Jezusa, Józef, był cieślą. Przy nim Jezus nauczył się z pewnością obróbki drewna. Możliwe, że umiał wyrabiać drewniane jarzma na woły i pługi.

Ojcowie brali także na siebie trud właściwego wychowania. Sądząc z tradycji rabinicznych, żydowskie metody wychowawcze były znakomite. „Człowiek nigdy nie powinien czynić żadnej różnicy między swymi dziećmi”, „Nie wolno przyrzekać dziecku, że mu się coś da, i nie dotrzymać obietnicy; w ten sposób bowiem uczy się je kłamstwa” – to tylko niektóre rady pedagogiczne żydowskich mędrców.

Największą wagę Izraelici przywiązywali do wychowania moralnego, które było ściśle związane z prawem religijnym. Stąd pierwszym obowiązkiem ojca było zapoznać dzieci z przykazaniami, co nie znaczy, że nie troszczył się on o wykształcenie dzieci. „Jeśli posiadasz wiedzę – głosiła bardzo rozpowszechniona sentencja – posiadasz wszystko. Jeśli nie posiadasz wiedzy – nie masz nic”. Niektórzy doktorzy prawa głosili: „Lepiej, żeby została zniszczona jedna świątynia niż jedna szkoła”.

W czasach Jezusa istniały zatem szkoły w Palestynie. Była to „nowość” wprowadzona stosunkowo niedawno, licząca zaledwie około stu lat. Pewien rabbi, przewodniczący Sanhedrynu, brat królowej Judei, Aleksandry Salome, Symeon Ben Szetach otworzył w Jerozolimie pierwszy „dom księgi” – bet hasefer. Jego przykład znalazł naśladowców i tak stopniowo zrodziło się nauczanie publiczne. Ok. roku 64, w trzydzieści lat po śmierci Chrystusa, arcykapłan Jozue ben Gamala ogłosił dekret, który można uznać za pierwsze prawo szkolne. Nie brakowało tam niczego: ani obowiązku nałożonego na rodziców, aby posyłali synów do szkoły, ani kar dla uczniów roztargnionych, bądź zbyt często opuszczających lekcje, ani utworzenia nauczania „drugiego stopnia”.

Jezus nie korzystał więc chyba z tego systemu nauczania, chociaż niewykluczone, że rabbi Gamala nadał jedynie ostateczną formę instytucjom, które istniały już wiele lat przed nim.

Szkoła podstawowa związana była z synagogą, podobnie jak na Zachodzie w średniowieczu była ona związana z kościołem parafialnym. Przyprowadzano do niej pięcioletnie dzieci, i to zarówno ubogich, jak i bogaczy. Nauczycielem był chazan, zakrystianin gminy religijnej. Urząd nauczycielski ceniono wysoko – mawiano, że nauczyciel szkolny jest „wysłannikiem Przedwiecznego”.

Czego uczono w szkole? Przede wszystkim Tory, świętego Prawa Bożego, ale również gramatyki, historii, geografii, których to przedmiotów nauczano za pomocą Biblii. Prawdopodobnie to, że całe nauczanie oparte było wyłącznie na Piśmie świętym, skłoniło wielu rabbich do odmawiania dziewczętom prawa do nauki. Jeśli kobieta nie zajmowała w religii oficjalnego miejsca, nie było sensu uczyć jej Prawa. Sądząc jednak z przykładu Marii, matki Jezusa, wiele dziewcząt żydowskich znało Pismo równie dobrze, jak ich bracia. Prawdopodobnie to ojcowie uczyli Tory również swoje córki.

Życie dziecka to nie tylko nauka, ale i zabawa. Prorok Zachariasz ukazuje nam ulice Jerozolimy, ożywione zabawami dzieci. Również Hiob napomyka, że dziewczynki bawiły się z młodymi zwierzętami, zaznaczając wszakże, że „lewiatany”, czyli małe krokodyle, do tych zabaw się nie nadawały. Podczas wykopalisk znaleziono zwierzątka z ceramiki, przede wszystkim ptaki, przypominające figurki ptaków, w które – według apokryficznej „Ewangelii o dziecięctwie Zbawiciela” – mały Jezus tchnął życie. Znaleziono również grzechotki, ozdobne kule i kości do gry.

Nastoletni Jezus w Świątyni

Traktat talmudyczny Pirke Awot, czyli „Pouczenia Ojców”, którego najważniejsze części pochodzą z pewnością z epoki przedchrześcijańskiej, w następujący sposób określał poszczególne etapy rozwoju dziecka: „W piątym roku życia musi ono rozpocząć święte nauki, w dziesiątym – oddać się studiowaniu tradycji, w trzynastym – musi znać całe Prawo Jahwe i stosować jego przepisy w praktyce, w piętnastym - rozpocząć pogłębianie nabytych wiadomości”.

Z wyjątkiem zatem tych, którzy pragnęli „pogłębiać nabyte wiadomości” w szkole wyższego stopnia w Jerozolimie, młodzi Żydzi kończyli naukę w trzynastym roku życia. W tym wieku, na poły jeszcze dziecinnym, według Prawa byli już pełnoletni. Odtąd, tak jak dorośli, byli zobowiązani trzy razy dziennie odmawiać słynną modlitwę Szema Israel, pościć w określone dni, zwłaszcza w wielkie Święto Pojednania, brać udział w tradycyjnych pielgrzymkach do Jerozolimy, a po wejściu do świątyni, mieli prawo wstępu na „dziedziniec mężów”. Jezus zrobił to wcześniej.

Józef i Maria, jako pobożni Żydzi, odwiedzali Świątynię Jerozolimską co roku z okazji Paschy, największego święta żydowskiego. Zabrali z sobą dwunastoletniego Jezusa. Ale kiedy wracali już do Nazaretu, zorientowali się, że nie ma go z nimi. Zawrócili więc i szukali syna, gdzie tylko mogli. Odnaleźli go w końcu dopiero trzeciego dnia. Młody Jezus rozmawiał z rabinami, znawcami Pisma Świętego. „Wszyscy, którzy go słuchali – pisze ewangelista Łukasz – byli zdumieni bystrością jego umysłu i odpowiedziami”.

Widok Jezusa rozprawiającego z rabinami mógł Józefa i Marię napełnić dumą, ale z drugiej strony zniknięcie syna musiało być dla nich straszne. Tę traumę słychać w pytaniu Marii: „Dziecko, dlaczego nam to zrobiłeś? Twój ojciec i ja, pełni bólu, szukaliśmy ciebie”. Odpowiedź Jezusa nie była dla matki przyjemna: „Dlaczego mnie szukaliście. Czy nie wiedzieliście, że muszę być w tym, co jest Ojca mego?” Młody Jezus przypomniał Józefowi i Marii, że jest synem Boga, a jego domem jest nie ten w Nazarecie, lecz świątynia i Niebo.

Ewangelista Łukasz dodaje od siebie, że Józef i Maria nie zrozumieli Jezusa. Traktowali go jak zwykłe dziecko, które zachowało się niegrzecznie. W rzeczywistości jednak Jezus nie buntował się przeciwko rodzicom, lecz był posłuszny woli Ojca. Posłusznie też wrócił z Józefem i Marią do swego ziemskiego domu, gdzie „wzrastał w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”.

Joanna Kiwilszo