Społeczny obserwator

Praskie bagienko

W swoich dotychczasowych felietonach starałem się poruszać tematy ważne dla wszystkich mieszkańców Pragi (deficyt zieleni, zaśmiecanie przestrzeni publicznej, marna kondycja zabytków, uciążliwy tranzyt tirów, problemy najemców komunalnych, utrudniony dostęp do placów zabaw itd.), niezależnie od politycznej opcji. Jednak zawirowania ostatnich miesięcy w praskim samorządzie każą tym razem postawić szereg pytań odnośnie działalności naszych reprezentantów.

Przyglądając się od lat sytuacji Pragi mogę śmiało stwierdzić, że lokalna polityka przypomina bagno, które brudzi i wciąga. Brudzi, bo daje ekskluzywny dostęp do cennych informacji i publicznych zasobów, które – choć powinny być wykorzystane w interesie lokalnej społeczności – czasem stwarzają pokusę realizacji własnych, prywatnych interesów. Wciąga, bo władza uzależnia – nie tylko sprawujące ją osoby, ale też ich rodziny (przykładem różne rodzinne klany w radzie czy w urzędach), znajomych, czy tzw. polityczną klientelę („ja pomogę tobie dziś, np. przy staraniu się o decyzję administracyjną, ty odwdzięczysz się przy wyborach, oddając na mnie głos”). Budzące wątpliwości natury etycznej powiązania polityczno-biznesowe w obszarze zarządzania mieniem komunalnym, wyborcze gierki, słaby nadzór nad prowadzonymi inwestycjami, a tym samym nad wydatkowaniem środków publicznych, to tylko kilka przykładów.

A czego brakuje w naszym samorządzie? Umiejętności budowania koalicji ponad podziałami (również międzydzielnicowych) w ważnych dla Pragi sprawach (przykładem ślimacząca się od lat budowa obwodnicy śródmiejskiej). Strategicznego planowania, w tym konsultowania i proponowania mieszkańcom, a następnie wdrażania, wizji dzielnicy za 10, 20, czy 30 lat. Obywatelskiej edukacji, również w przypadku spraw kontrowersyjnych, budzących obawy mieszkańców (idealnym przykładem jest tutaj kwestia parkowania). Zabiegania o jak najszybsze wdrożenie ram prawnych, choćby w sferze planów miejscowych, wprowadzających więcej przejrzystości przy wydawaniu przez urzędników decyzji, których skutki, często negatywne, np. w postaci ograniczenia dostępu do światła dziennego do minimum, będą później odczuwać mieszkańcy.

Jak zerwać z trwającą od lat polityczną stagnacją? Pierwszym krokiem jest zainteresowanie się tym, co dzieje się wokół nas – np. kondycją zabytków, wywożeniem śmieci, wydawaniem pozwoleń na budowę – te wszystkie kwestie znajdują się w sferze polityki lokalnej. Warto przy tym pytać – urzędników, radnych, władze dzielnicy, czy miasta – dlaczego jest tak, a nie inaczej? Dlaczego na mojej ulicy brakuje koszy? Jak często są opróżniane? Dlaczego chodnik przy jednej kamienicy nie został wyremontowany, a przy kolejnej już tak? Im więcej pytań, tym lepiej, bo to pokazuje, że mieszkańcy się interesują. Warto przychodzić na sesje, czytać interpelacje dostępne w Biuletynie Informacji Publicznej, pytać radnych, na których się głosowało. Może część z nich, pełniących te funkcje od kilku kadencji, a nie legitymujących się konkretnymi osiągnięciami w pracy na rzecz mieszkańców, należałoby przy tym wymienić podczas najbliższych wyborów?

Kończąc, zachęcam szanownych czytelników do zagłosowania w tegorocznym budżecie partycypacyjnym na zgłoszony przeze mnie projekt ogólnodzielnicowy „Patrzymy radnym na ręce – sesje Rady Dzielnicy w Internecie” (numer 25 na liście do głosowania). Jego wdrożenie od razu nie rozwiąże wszystkich problemów, które nakreśliłem powyżej, ale z pewnością wniesie więcej transparentności i kultury (mieszkańcy będą mogli oglądać radnych „na żywo”) do praskiej polityki.

Krzysztof Michalski
Praskie Stowarzyszenie
Mieszkańców „Michałów”
Napisz do autora:
stowarzyszenie.michalow@gmail.com