Społeczny obserwator

Dzielnica blaszanych kontenerów

Kremowe, zielone, a ostatnio szare. Masywne, ciężkie, wykonane z grubej blachy. Stawiane przy wiatach śmietnikowych (w najlepszych wypadku), przy budynkach, na trawnikach, centralnie na ulicy. Tytuł felietonu z pewnością podpowie szanownym czytelnikom, o czym dziś chcę napisać. Tak, o blaszanych kontenerach na tekstylia, które jak grzyby po deszczu, pojawiają się niemal w każdej miejscowości w naszym kraju.

Ostatnio ich kolejna fala zalała Pragę Północ. Szare kontenery można zobaczyć niemal na każdym kroku. Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym. Ich masywne sylwetki, ustawione np. na trawnikach, od razu rzucają się w oczy. Zapytacie Państwo, o co chodzi, przecież zbiórki tekstyliów są legalne, a zebrane ubrania trafiają do osób potrzebujących. W świecie idealnym tak z pewnością by było. Ale nie w naszym kraju. Na polskich ulicach jest wystawionych kilkadziesiąt tysięcy kontenerów na tekstylia. W sporej części stawiane są nielegalnie, prawem kaduka, w przekonaniu, że nikt się nie przyczepi. Szczególnie w sytuacji, gdy np. zdobi je logo PCK. Właścicielem większości kontenerów jest prywatna firma z siedzibą w Skarżysku Kamiennej. Firma, która zarabia naprawdę spore pieniądze na przerobie szmacianych odpadów i sprzedaży co lepszych kąsków do sklepów z używaną odzieżą. Ktoś powie, że recykling starych szmat to szczytna działalność na rzecz ochrony środowiska naturalnego. Nie sposób się z tym nie zgodzić, o ile kontenery na tekstylia nie ingerują w naszą wspólną przestrzeń. Niestety, ustawienie większości z nich nie tylko razi oko, ale i prowadzi do destrukcji trawników, nawierzchni chodników, a nierzadko stwarza zagrożenie w ruchu drogowym.

Nasza dzielnica nie jest w stanie poradzić sobie z zalewającą ją falą kontenerów. Na naszych ulicach stoi ich kilkadziesiąt i co jakiś czas dostawiane są nowe, w innej kolorystyce. Wokół piętrzą się stosy szmat. Stawiane są nielegalnie, bez pozwolenia administratora terenu, albo teoretycznie legalnie, ale w liczbie przewyższającej w znaczący sposób lokalne potrzeby. Żeby to zobrazować posłużę się przykładem sprzed kilku lat. PCK ustawiło w całej Warszawie mnóstwo kontenerów. Władze Pragi zgodziły się na około 20 sztuk, władze Żoliborza raptem na 2 kontenery. Widać różnicę w trosce o estetykę przestrzeni publicznej.

Z nielegalnymi trudno sobie poradzić. Urzędnicy wychodzą z założenia, że kontenery do kogoś należą i mimo że stawia się je nielegalnie, to nie można ich od tak „odholować” z ulic. Za burmistrza Lisieckiego, po długich bojach, w tym z udziałem niżej podpisanego, z naszych ulic zniknęło prawie 20 kontenerów. Co z tego, jak kilka tygodni później jego zastępcy z Praskiej Wspólnoty Samorządowej wraz z ZGN zgodzili się na ustawienie podobnej liczby nowych z logo PCK (niektóre stoją do dziś mimo zgody czasowej). Tym samym bilans kontenerów na ulicach nie uległ zmianie. Dziś niestety jest gorzej; kontenerów, mimo braku zgody właścicieli działek, przybywa. Próby ich usunięcia na razie spalają na panewce, zwłaszcza, że urzędnicy odpowiedzialni za stan ulic „boją się” brać sprawy w swoje ręce. Praga staje się dzielnicą blaszanych kontenerów. Jak długo to jeszcze potrwa?

Krzysztof Michalski
Praskie Stowarzyszenie
Mieszkańców „Michałów”
Napisz do autora:
stowarzyszenie.michalow@gmail.com