Prosto z mostu

Kodeks urbanistyczno-budowlany po raz pierwszy

Wiele osób wiąże wielkie nadzieje z rodzącym się w bólach projektem kodeksu urbanistyczno-budowlanego, który ma stworzyć nową jakość w polskim budownictwie, zastępując ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym z 2003 r., prawo budowlane z 1994 r. oraz wiele innych przepisów, których nie sposób dziś policzyć, gdyż autorzy projektu kodeksu zamiast porządnie napisać rozdział „Przepisy przejściowe i końcowe” przygotowują drugą ustawę, tzw. przepisy wprowadzające, co jednak nie jest dobrą praktyką legislacyjną i musi doprowadzić do niejednego zamieszania.

Kartkując projekt (220 stron) łatwo zauważamy zwiększenie liczby kar nakładanych za rozmaite naruszenia przepisów kodeksu. To niekoniecznie źle, natomiast w tej masie kar dla nieszczęśników, którzy zdecydowali się coś budować - zgubił się przepis o karach dla urzędów. Dziś, gdy właściwy urząd nie wyda w terminie decyzji o pozwoleniu na budowę, organ wyższej instancji wymierza mu karę 500 zł za każdy dzień zwłoki. Niby niedużo, ale jeżeli opóźnień w urzędzie jest sporo, to robi się dla władz spory problem. No i ten przepis w projekcie znikł.

Trzeba przyznać, że nowy kodeks skraca za to terminy oczekiwania na pozwolenie na budowę - które teraz nazywać się będzie „zgodą inwestycyjną”. Dziś na decyzję czekamy standardowo 65 dni od chwili złożenia wniosku. W przypadku prostych inwestycji na terenie objętym miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego termin ten ulegnie skróceniu do 14 dni, dla części kategorii inwestycji wyniesie 30 dni, a dla pozostałych nie więcej niż 60 dni.

Kodeks likwiduje też potrzebę uzyskania decyzji o warunkach zabudowy, „wuzetki”, którą dotychczas trzeba było uzyskać, jeżeli chciało się budować na terenie nieobjętym planem miejscowym. Od razu składać się będzie wniosek o zgodę inwestycyjną, przy czym urząd wyda najpierw - zamiast „wuzetki” - postanowienie o dopuszczalności realizacji inwestycji, po uzyskaniu którego dopiero inwestor przyniesie do urzędu projekt budowlany i inne dokumenty.

Różnica nie polega tylko na zmianie nazwy. „Wuzetki” wydają dziś urzędy gmin, a postanowienia o dopuszczalności realizacji inwestycji - wydawać będą starostwa. Gminy w ten sposób stracą kontrolę nad sposobem zagospodarowania terenów, dla których nie uchwaliły miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Na pierwszy rzut oka to niedobrze - ale w ten sposób wreszcie pojawi się prawny mechanizm zmuszający gminy do uchwalania planów.

Niestety, nie zadziała on w Warszawie ani w innych miastach na prawach powiatu, w których kompetencje gminy i powiatu są w jednym ręku. A szkoda: w Warszawie z planami też nie jest najlepiej.

Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl