Społeczny obserwator

Ósme przykazanie

W jednym z ubiegłorocznych felietonów pisałem o lokalnej polityce, porównując ją do bagienka, które brudzi i wciąga. Brudzi, dając dostęp do cennych informacji i publicznych zasobów, nieraz wykorzystywanych do realizacji prywatnych interesów. wciąga, uzależniając polityczną klientelę od rządzących („ja teraz ci pomogę, np. przyspieszając przydział mieszkania, a ty zagłosujesz na mnie w wyborach”) oraz samych rządzących od pokusy „wiecznego” rządzenia. Jeśli w tym bagienku mocno się zamiesza, to na powierzchnię zaczną wypływać różne, spoczywające od lat na dnie rzeczy. Nieraz wstydliwe, o których ich właściciele, czy twórcy woleliby zapomnieć. szczególnie gdy „znaleziska” przypominają niewygodne fakty z politycznej przeszłości, świadczą o bliskich znajomościach z osobami, których życiorysy, delikatnie rzecz ujmując, nie są kryształowe, czy też dotyczą różnych ludzkich słabości i nałogów.

Nadchodzące wybory będą dla wielu osób - od dawna obecnych w samorządzie, jak i dla debiutantów, którzy jako radni rozsmakowali się w drobnych przywilejach, jakie sprawowanie władzy w ich przekonaniu oferuje - stwarzać okazję, by mieszać. Mieszać we wspominanym bagnie czy wręcz ścieku, jak i w czystej wodzie, obrazującej ogół mieszkańców, do której dolewana będzie odrobina błotnej brei w nadziei na to, że podrzuconymi fekaliami, przyjmującymi często formę oszczerstw i pomówień, uda się kogoś przy okazji zbrukać. Zbrukać dla zasady, z zemsty, ale przede wszystkim w obawie o utratę wpływów i przywilejów.

To, że takie akcje będą się działy, jest niemal pewne. Wystarczy spojrzeć choćby na niespotykany do tej pory wysyp różnej maści fałszywych kont na portalach społecznościowych, których „właściciele” w przedziwny sposób starają się promować inicjatywy pewnych osób, jak i mieszać z błotem pomysły konkurentów - realnych, potencjalnych i wyimaginowanych. Tego typu działania to zwykłe tchórzostwo, świadczące o niskim poziomie samopoczucia osób, które za tym stoją. Bo jak inaczej, jeśli nie tchórzem, można nazwać kogoś, kto pomawia i oczernia innych - co jest przestępstwem - używając przy tym cudzej tożsamości - co również stanowi czyn przestępczy - zamiast zmierzyć się w merytorycznej rywalizacji? Czy tego typu osoby powinny mieć wpływ na życie lokalnej wspólnoty? Czy mogą nazywać się dumnie przedstawicielami mieszkańców? Czy mogą wreszcie każdego dnia spojrzeć w oczy swoim bliskim i samym sobie, patrząc w lustro i mówiąc - tak, jestem uczciwy?

Tym zaś, którzy chcą działać, uczciwie, nie dla siebie, ale dla Pragi i jej mieszkańców, mogę tylko odpowiedzieć znanym przysłowiem: „psy szczekają, a karawana jedzie dalej”. I niech to będzie puenta dzisiejszego felietonu.

Krzysztof Michalski
Praskie Stowarzyszenie
Mieszkańców „Michałów”
Napisz do autora:
stowarzyszenie.michalow@gmail.com