W sprawie jerzyków

Właśnie przyleciały – niewielkie ptaki o jednolitym, ciemnym ubarwieniu, ze względu na długie, ostre skrzydła o sierpowatym kształcie, przypominające trochę jaskółki. Pozostaną u nas do pierwszej połowy sierpnia. Niestety, jest ich w miastach coraz mniej, bo ich siedliska z powodu termomodernizacji budynków są systematycznie niszczone. Czy znajdą w Warszawie mieszkanie?

Ornitolodzy biją na alarm: liczba jerzyków, podobnie jak wróbli, spada w Warszawie w zastraszającym tempie. A przecież jerzyki osiedlały się w polskich miastach, można by rzec, „od zawsze”. Gatunek ten, dawniej zamieszkujący szczeliny skalne, przystosował się do warunków panujących w miastach, gdy tylko pojawiły się wysokie murowane budowle z licznymi otworami i szczelinami. Sprzyjało im zarówno stare budownictwo, jak i to nowsze, z wielkiej płyty.
Jerzyk jest bowiem ptakiem, który nie buduje gniazd, lecz osiedla się w każdej, wystarczająco dużej, bezpiecznej szczelinie. Jego siedlisko musi znajdować się dostatecznie wysoko, mieć niewielki otwór wlotowy, dużo miejsca na gniazdo z młodymi i odpowiednią orientację – od strony wschodniej lub północnej, dogodne warunki do dolotu oraz wielu sąsiadów – jerzyków.

Wymagania te, jak widać, nie są wygórowane i w naszych miastach nie powinno zabraknąć jerzyków. Tak było jeszcze kilkanaście lat temu. Z początkiem XXI wieku rozpoczęło się jednak ocieplanie budynków – przede wszystkim tych z wielkiej płyty – i nastąpiło systematyczne niszczenie siedlisk jerzyków. Mimo objęcia gatunku całkowitą ochroną, otwory do stropodachu zamykano często z pisklętami w środku! Opisywaliśmy ten problem w NGP kilkakrotnie.

Na szczęście wzrasta świadomość mieszkańców miast i od kilku lat pojawiają się pomysły, żeby tworzyć miejsca schronienia dla drobnych ptaków. Szczególnie tak niezwykłych jak jerzyki. Niemal całe życie spędzają w locie. W powietrzu łapią pożywienie, zbierają materiał do wyścielenia „gniazda”, a także śpią. W pogoni za ofiarą potrafią pędzić nawet 200 km na godz. Jeden jerzyk zjada nawet 20 tys. komarów lub meszek na dobę. Jak obliczyli ornitolodzy, w ciągu trzech - czterech miesięcy przebywania w Polsce, daje to około 2,5 mln owadów latających skonsumowanych przez pojedynczego jerzyka. Warto mieć takich sprzymierzeńców w walce z uciążliwymi owadami.

W 2012 r. na terenie placu zabaw przy ul. Odkrytej na Białołęce stanęła pierwsza wieża dla jerzyków. Przez kilka lat ptaki nie chciały jej zasiedlić. Dwa lata temu ornitolodzy znaleźli tam ślady pierwszych gniazd. Dlaczego trzeba było czekać tak długo?

- Jerzyki bardzo powoli przekonują się do nowych miejsc. Bywa, że miejsce lęgowe czeka puste kilka lat, aż skusi się na nie jakaś para – wypowiadał się na łamach prasy Adam Tarłowski z Towarzystwa Przyrodniczego „Bocian”, który badał wieżę na Białołęce.

Nie wiadomo, czy w tym roku jerzyki zasiedlą zbudowaną dla nich konstrukcję. Monitorujemy wieżę na ul. Odkrytej i będziemy informować czytelników o wynikach obserwacji.

Ostatnio w Warszawie przybywa podobnych miejsc rekompensujących jerzykom utracone siedliska. „Jerzykowniki”, czyli budki z kilkoma oddzielnymi komorami, stanęły już m.in. na Polu Mokotowskim. Na błoniach parku Skaryszewskiego zimą 2016 roku postawiono dwie 7-metrowe wieże ze skrzynkami dla ptaków. Na Ursynowie powstał mural, w który wkomponowano budki dla skrzydlatych lokatorów. A co w sprawie jerzyków dzieje się na Pradze?

W ramach budżetu partycypacyjnego do realizacji w roku 2017 został wybrany projekt „Chrońmy jerzyki i wróble na Pradze Północ”. W związku z tym, na praskich budynkach zawisło kilkadziesiąt budek lęgowych, zawieszonych na specjalnych konstrukcjach biegnących wzdłuż linii dachu. Kilkanaście budek umieszczono nawet na urzędzie dzielnicy przy ulicy Kłopotowskiego.

Może to nie jest dużo, ale najważniejsze, że inicjatywa wyszła od mieszkańców. To oznacza, że ludzie są bardziej świadomi, dostrzegają żyjące obok ptaki i czują potrzebę ich ratowania. Powinno iść za tym ścisłe przestrzeganie prawa zakazującego niszczenia ptasich siedlisk w ich okresie lęgowym. Chrońmy jerzyki, póki jeszcze z nami są.

Joanna Kiwilszo