Białołęcka karuzela

Miejscy aktywiści

Miasta się zmieniają. Nie sposób temu zaprzeczyć. Aglomeracja warszawska i jej władze muszą mierzyć  się z trudnościami i zagrożeniami nieznanymi jeszcze nawet dekadę temu. Niestety, Warszawa nie ma szczęścia. Nie dosyć, że wybory prezydenckie wygrał Rafał Trzaskowski, który za najbardziej palące problemy Warszawy uważa brak homo-edukacji w szkołach oraz hosteli dla osób o innej orientacji seksualnej, to jeszcze na domiar złego do głosu dopuszcza tak zwanych miejskich aktywistów. Kim są ci ludzie? Trudno powiedzieć. Z pewnością w jakiejś części są to osoby, którym na sercu leży dobro miasta, w którym mieszkają i które pragną zmieniać na lepsze. To chwalebne. Niestety, jak głosi mądre przysłowie, dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Trudno nie przyznać, że w stosunku do miejskiego aktywizmu jest to nad wyraz trafny opis. Głównym celem miejskich aktywistów jest walka z samochodami i kierowcami. Zatem przypominam, władza komunistyczna na wszelkie możliwe sposoby, praktycznie do lat 70., jak mogła tak tępiła indywidualną motoryzację. Celem ostatecznym miało być całkowite zniesienie transportu indywidualnego. Od tamtych przykrych czasów minęło pół wieku, a ówcześni komuniści mają godnych następców. Miejscy aktywiści wracają z bardzo podobnymi postulatami - zwężanie i docelowo najlepiej likwidowanie ulic oraz wypchnięcie transportu indywidualnego z miasta. Każdy kto prowadzi nawet mały biznes wie, że rowerem się nie da. Ale ostatnio miejscy aktywiści proponują szereg kolejnych, szalonych rozwiązań dla ukochanego miasta. Jednym z nich jest zyskujący na popularności ruch na rzecz eliminacji zatok autobusowych. Nie sposób w to uwierzyć, ale według aktywistów miejskich lepszym rozwiązaniem będzie po prostu zatrzymywanie się autobusów na środku pasa ruchu. Łatwo wysnuć z tego wniosek, że głównym problemem aktywistów jest niewiedza. Ilość aut w Warszawie wciąż rośnie. Zwężanie arterii nieuchronnie spowoduje większe korki i większe zanieczyszczanie środowiska. Likwidacja zatok autobusowych spowoduje całkowite zablokowanie drożności głównych ulic, brak miejsc postojowych w oczywisty sposób spowoduje parkowanie aut na terenach zielonych lub po prostu tam, gdzie się da. Oczywiście, że są miasta na zachodzie, gdzie głównym problemem jest brak ścieżek rowerowych. Tylko że te miasta, na które tak chętnie powołują się aktywiści miejscy, mają już rozbudowaną sieć obwodnic, którymi „samochodziarze” mogą się swobodnie poruszać, nie korkując i nie zanieczyszczając centrów miast. Może w Warszawie też warto zająć się najpierw tym, co najważniejsze.

Łukasz Oprawski
szef klubu radnych PiS na Białołęce